Krzysztof Cugowski to legendarny muzyk. Przez wiele lat śpiewał w kultowej Budce Suflera. Ogromna popularność zespołu spowodowała, że nie miał okazji tak naprawdę zostać ojcem. W drugiej połowie lat 80-tych bardzo często wyjeżdżał z zespołem na zagraniczne trasy koncertowe, zaniedbując swoje dzieci. - Chciałem zapewnić bliskim przyzwoity byt. Czasy dla muzyków były trudne - tłumaczy się po latach w wywiadzie dla "Twojego stylu".
- Gdy wracałem, czułem się przede wszystkim obco, więc tak, byłem raczej ojcem nieobecnym niż uczestniczącym - wyznaje Cugowski. - Po przyjeździe akceptowałem sytuację w domu, nawet gdy słyszałem, że synowie mają słabe świadectwa. Co miałem robić? Krzyczeć, upominać? Wtedy nie chcieliby żebym w ogóle wracał - żali się muzyk.
Zobacz: Cugowski jest gościem w zespole synów
Cugowski doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że był kiepskim ojcem. - To słaby styl ojcostwa, wiem, ale szczęśliwie obaj dokonali w życiu właściwych wyborów, choć niewiele w tym mojej zasługi - wspomina. Wspomina też czasy, kiedy powinien być w życiu chłopców najbardziej obecny. - Powiem szczerze, nie specjalnie umiem zajmować się dziećmi - wyznaje.
- Nie wiem co z nimi zrobić, jak do nich mówić. Gdy byli niemowlakami, to o przewijaniu, czy usypianiu mowy nie było. Nie układaliśmy razem klocków, nie graliśmy w piłkę. Sposobem na okazywanie uczuć były prezenty, które przywoziłem ze Stanów. Gitara, adidasy, dżinsy... ale najwięcej płyt kompaktowych - wspomina Cugowski.
Zobacz: Krzysztof Cugowski: Dostanę 570 zł emerytury. Muszę tyrać do śmierci