- Wakacje w tym roku ma pani nader intensywne...
- Podczas wakacji mam sporo wyjazdów służbowych, ponieważ "Kawa czy herbata" ruszyła w Polskę. Ale mam też trzy tygodnie urlopu i razem z mężem i córką (Lenka - przyp. red.) jedziemy do Turcji, a potem - tylko z córką - wybieram się nad polskie morze.
- Dlaczego Turcja?
- Głównie z zamiłowania do bardzo ciepłego klimatu.
- Jaka jest pani córka?
- Fizycznie jest podobna do męża, z charakteru - do mnie. Jest bardzo wrażliwa i nieśmiała, trochę wycofana, a zarazem odważna, ceni sobie aktywność, lubi się wspiąć jak najwyżej, pójść jak najdalej, a do tego jest uparta. Mam nadzieję, że tak jej zostanie, bo ja z uporem miewam kłopoty. W tym względzie mąż jest zdecydowanie lepszy ode mnie.
- Lenka pójdzie w pani ślady zawodowe?
- Mam nadzieję, że nie. Praca, którą wykonuję, jest ciężka, chociaż fajna i pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Raz jest euforia, a raz zawodowy dołek. Pewnie tak bywa w każdym zawodzie, ale w instytucji, jaką jest telewizja, te wzloty i upadki są często od nas niezależne.
- Sport wciąż jest pani pasją?
- Absolutnie. Można mnie zobaczyć w redakcji sportowej, spełniam się w tym.
- A prywatnie?
- Jeżdżę na rolkach, czasem biegam z wózkiem, co mojemu dziecku sprawia ogromną frajdę. Dwa razy w tygodniu jestem na basenie. Można mnie też spotkać na stoku narciarskim. Jestem typową "boazerią" i wolę narty. Snowboard i dwie uwięzione nogi to nie dla mnie.
- Ma pani sposób na antenowe wpadki?
- Kiedyś wydawało mi się, że piękny uśmiech załatwi sprawę. Niestety, nie sprawdza się w przypadku dużej wpadki, bo wtedy piękny uśmiech odbiera wiarygodność. Czasem lepiej powiedzieć przepraszam, by być w porządku wobec widza.