Poniedziałkowa gala zgromadziła w warszawskiej Fabryce Trzciny całą śmietankę polskiego rynku muzycznego. Rozdawano Nagrody Akademii Fonograficznej, czyli popularne Fryderyki. Czesław szykował się na świętowanie, jednak po ogłoszeniu wyników mina mu nieco zrzedła. Do końca starał się zachować zimną krew - ba, nawet pochwalił zwycięzców. Jednak z upływem czasu zaczęło mu się trochę tej goryczy ulewać...
Patrz też: Fryderyki 2011: Czesław Mozil największym przegranym
- Można dyskutować, czy poziom uśmiechu i bicia brawa na samej imprezie mógł być lepszy. Albo dlaczego to takie cholernie smętne musi być. Taka impreza jest potrzebna, ale można dodać jej ewentualnie troszkę chili, jalapeńo, tabasco, może trochę śmietany, bo ona jest smętna - narzekał ze znawstwem juror TVN.
- Może takie Fryderyki byłyby cudowniejsze, gdyby do hali zaprosić 5 tysięcy fanów, i aby były koncerty... Ja bym chciał więcej muzyki, mniej smętności... - marudził.
- Czesław jest bardzo dobrym artystą i sympatycznym człowiekiem. Ale pojawiły się głosy, że celebryta nie dostanie nagrody... - mówi nam Michał Figurski (38 l.) z Eski Rock.
- Na nowej płycie nie było nic zaskakującego. Czesław jest ulubieńcem dziennikarzy muzycznych, w sesnie lubią o nim pisać, w Stanach jest to bardzo popularna kategoria nagród muzycznych. X Factor mógł mu tylko pomóc... - uważa znany dziennikarz muzyczny Robert Leszczyński (44 l.)
Przeczytaj koniecznie: Czesław Mozil, juror X Factor: Nie mam teraz czasu na miłość
No i jak widać, nie dostał. Ale trudno się temu dziwić, skoro większość recenzentów jego nominowanej do nagrody płyty uznało ją za nudną i nie do końca udaną. Może Czesław faktycznie zbyt krótko pracował w studiu nagrań, a zbyt długo zajmował się lansem na salonach Warszawy i telewizji...