"Super Express": - Właśnie obchodzi pan osiemdziesiąte urodziny. Szykuje się huczny jubileusz?
Daniel Olbrychski: - Nic z tych rzeczy, gdyż nie przepadam za bankietami i wystawnymi rautami, zamiast nich wolę kameralne, nie rzucające się w oczy przyjęcia. Tak będzie również w tym roku - żadnego fetowania, biesiad i niepotrzebnych fajerwerków. Czas urodzin spędzę z żoną oraz wśród bliskich znajomych ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich w warszawskim kinie Kultura, w którym wyświetlony zostanie półtoragodzinny, dokumentalny film „Pan Olbrychski”. Nie zabraknie również moich ulubionych produkcji - francuskiego „Jedni i drudzy” Claude Leloucha oraz „Blaszanego bębenka” Volkera Schlöndorffa, gdzie zagrałem jedną z głównych ról. Nie są to pokazy zamknięte, więc korzystając z okazji zapraszam do Kultury.
- Skąd u pana niechęć do okazałych jubileuszy?
- Jestem jak sienkiewiczowski Zagłoba, który nie lubi tłumów, ścisku i hałasu, dlatego uroczyste gale nie są mi po drodze. Może to właśnie sprawia, że ciągle jestem w niezłej formie, bo zamiast tracić czas i zdrowie na bankietach, przyjemność daje mi coś innego. Mam radosny stosunek do rzeczywistości, z optymizmem i życzliwością spoglądam na świat, cieszą mnie małe rzeczy i zawsze obce mi było narzekanie. Do tego dbam o kondycję, często spaceruję i regularnie ćwiczę. Każdego dnia, bez względu na aurę, wsiadam z wielką ochotą na rower i pokonuję kilkanaście kilometrów. Nie porzuciłem też ukochanej jazdy konnej.
- I ciągle jest pan aktywny zawodowo.
- Zawsze powtarzam, że dla aktora najlepszym i najskuteczniejszym lekarstwem na długowieczność jest praca, którą się kocha i lubi. To ona daje siłę i energię, napędza i motywuje do działania oraz nie pozwala się zestarzeć. Moje dobre samopoczucie to również efekt tego, że gram obecnie w kilku spektaklach, które zapewniają mi mnóstwo satysfakcji. Jak choćby w entuzjastycznie przyjętych „Przebłyskach” z Jadwigą Jankowską-Cieślak, którą podziwiam od ponad pięćdziesięciu lat. To sztuka napisana z myślą o mnie przez belgijskiego pisarza Serge Kribusa, któremu marzyło się, żebym zagrał ją w Paryżu. Jeśli zdrowie nadal będzie mi dopisywać, kto wie, może pojawię się niebawem w stolicy Francji.
NIE PRZEGAP: Syn Olbrychskiego sięgnął dna. Konieczna była terapia. Jak wyglądają dziś jego relacje z ojcem?
Daniel Olbrychski: Gdybym został sportowcem, dziś nie miałbym nic
- Gdyby nie teatr, przeszedłby pan na emeryturę?
- Praca na scenie sprawia mi ogromną przyjemność, jest również źródłem mojego utrzymania. To piękne, że będąc w tak dojrzałym wieku nadal jest na mnie zapotrzebowanie, a ja ze zdumieniem odkrywam, jak wiele radości daje mi cały czas aktorstwo. Jako nastoletni chłopak marzyłem o byciu mistrzem olimpijskim, chciałem zdobywać najwyższe szczyty i gdybym rzeczywiście został sportowcem, dziś nie miałbym nic, prócz nostalgicznych wspomnień. A tak ciągle jestem na scenie i na brak propozycji teatralnych nie mogę narzekać. Co mnie stale zaskakuje.
ZOBACZ TAKŻE: To nie żart! Właśnie donieśli, że Daniel Olbrychski będzie grał w "Na Wspólnej". Oto szczegóły
- Dlaczego?
- Dla wielu aktorów w moim wieku nie ma zbyt wielu ofert, a właściwie żadnych. Tym bardziej więc doceniam to, co mam. Praca trzyma mnie w pionie, nie pozwala na bezczynność, marazm i nudę. Zapewne sekret mojej długowieczności tkwi także w rodzinnych genach. Moja ciocia, śp. Irena Śmiałowska, przeżyła aż 111 lat, choć uważam, że bez względu na geny, jakie posiadamy, trzeba nieustannie dbać o siebie i najbliższych. Być aktywnym, ciekawym i nie popadać w rutynę.
- Co teraz, prócz zawodowych wyzwań, najbardziej pana cieszy?
- Zawsze byłem bardzo pracowity, ale nic nie robienie również nie było i nie jest mi obce. Dlatego cieszę się, że raz do roku z moją żoną możemy uciec w moje rodzinne strony, czyli na Podlasie, gdzie przez sześć tygodni jesteśmy tylko i wyłącznie dla siebie. Czytamy książki, podziwiamy naturę, obcujemy z przyrodą. I jesteśmy bardzo szczęśliwi, że na taki luksus beztroski i sielanki możemy sobie pozwolić.
- Czego życzyłby pan sam sobie z okazji nadchodzących urodzin?
- Aby przede wszystkim zdrowie i pogoda ducha mi dopisywały, bo bez tego niewiele można zdziałać. I bardzo chciałbym, abyśmy my Polacy do końca nie zgłupieli i dokonali w tym roku mądrych i rozsądnych politycznych wyborów.
Rozmawiał Artur Krasicki