"Cieszę się, że wciąż udaje mi się łączyć dwie pasje: miłość do muzyki i kotowatych" - mawiał Kocoń. Artysta zmarł na początku września, ale w testamencie jasno określił, co ma się stać po jego śmierci z jego kotami.
Pan Waldemar miał serwala - Rexusa i mieszankę kota z serwalem Maxima. Pierwszego zapisał warszawskiemu zoo, drugi trafił pod opiekę Olbrychskich. Kocoń tylko najbliższym przyjaciołom mógł zaufać w tej sprawie. A tu nagle taki dramat!
- Jest nam strasznie przykro i smutno, że Maxim zginął. Szukamy go, rozwieszamy plakaty w całej okolicy, wszyscy zostali powiadomieni. Jest to trudna sprawa, bo obiecałam Waldkowi, że się nim zaopiekujemy - mówi drżącym głosem pani Krystyna. - Maxim zazwyczaj spędzał czas w naszym ogrodzie, a mamy ogród, który ma ponad 5 tys. m kw. Musiał przeskoczyć siatkę i stracić orientację...
- Jak ktoś go złowi i wybierze się z nim do weterynarza, to on zobaczy, że to nie jego kot, bo jest zaczipowany - ma nadzieję Demska i dodaje: - Jak się okaże, że gdzieś ktoś go znalazł, to przyjedziemy, będziemy go wołać, bo on przychodzi na głos. Pewnie wyznaczymy też jakąś nagrodę. Będziemy wdzięczni za każdy znak, za pomoc w jego odnalezieniu...