Próżno szukać drugiej takiej wokalistki na kartach historii polskiej estrady. Podczas gdy jej koleżanki po fachu obsesyjnie dbały o wygląd, ona ze swoich bujnych kształtów uczyniła atut, śpiewając: „kto ma tyle wdzięku, co ja”.
- Utyć boi się każda, tylko nie każda wie, co z tym zrobić. Prawdę mówiąc, miałam do wyboru: albo wykorzystać tę swoją cechę, albo zrezygnować z zawodu. Nie boję się śmieszności, gdy śpiewam o miłości, gdy śpiewam piosenkę liryczną lub dramatyczną. Po prostu zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem - mówiła.
Danuta Rinn nie miała szczęścia do mężczyzn: Decyzję o tym, kiedy odejść, trzeba podjąć we właściwym momencie
Dystans do siebie, urok i humor robiły wrażenie na mężczyznach. Niestety, z żadnym z nich nie zaznała szczęścia. Pierwsze małżeństwo gwiazdy trwało cztery lata - jak mówiła: "o 4 lata za długo". Andrzej Rynduch, któremu zawdzięcza pseudonim, miał poważne problemy z dochowaniem wierności. Pragnąc zacząć nowy rozdział życia, Rinn przeprowadziła się z rodzinnego Krakowa do Warszawy. To właśnie tam poznała Bogdana Czyżewskiego. Szybko okazało się, że iskrzy między nimi także poza estradą. W 1964 roku, kiedy Danuta Rinn miała 28 lat, pobrali się. Tworzyli związek idealny, wzajemnie się uzupełniali. Po dziesięciu latach, nieoczekiwanie, rozwiedli się.
- Decyzję o tym, kiedy odejść, trzeba podjąć we właściwym momencie. Czasem należy takiego odstawić i jeszcze kopnąć w cztery litery. Bogdan potrafił zrobić malutką dziurkę i wypić całą krew, tak że nie zostawał ślad - wspominała.
Rinn popadła w depresję. Wybawieniem okazała się piosenka "Gdzie ci mężczyźni?"
Po rozstaniu, Rinn pogrążyła się w depresji, a do tego przestały pojawiać się ciekawe propozycje zawodowe. Wtedy niespodziewanie zjawił się w jej życiu Andrzej Pietrzak z piosenką "Gdzie ci mężczyźni?", do której napisał tekst.
- Pomyślałem o Dance Rinn. Właśnie rozwiodła się z Bogdanem Czyżewskim. Była w nie najlepszej formie. Czekała na jakieś propozycje zawodowe, ale jej telefon nie dzwonił. Interesujący dla wszystkich był tylko duet Czyżewski-Rinn, ale on właśnie przeszedł do historii - wspominał.
Utwór z miejsca stał się hitem, pozwalając piosenkarce prywatny dramat przekuć w sukces na scenie i otworzyć nowy rozdział w karierze, chociaż na początku zdarzyło jej się nawet wystąpić tyłem do publiczności, by czytać tekst z kartki. Szybko jednak wróciła na szczyt.
Do końca żałowała, że nie udało jej się spełnić marzenia o posiadaniu dziecka. Kingę Rusin traktowała jak córkę. Była gwiazda TVN mówiła o niej, że była "ukochaną matką chrzestną, wspaniałą piosenkarką i wielką osobowością". Pod koniec życia, schorowana Rinn trafiła do Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. - Podjęłam słuszną decyzję, decydując się na pobyt w Skolimowie; zresztą od dawna zdawałam sobie sprawę, że trafię tu na starość. Tylko te stare lata przyszły o wiele wcześniej, niż przypuszczałam - mówiła. To właśnie tam zmarła w 2006 roku w wieku 70 lat.