Dariusz Michalczewski karierę bokserską zakończył ponad dziesięć lat temu. Teraz jest biznesmenem, który bardzo ceni swój czas. Jeśli ktoś proponuje mu udział w imprezie za "zbyt małe" pieniądze, Darek woli nie zarobić nic, tylko oddać się rodzinie - żonie Basi (36 l.) oraz dzieciom Nel (1 r.) oraz Darkowi (7 l.).
- Jeśli to jest taka normalna impreza, to wtedy chcę stówkę. Nie patrzę na innych, taka jest moja stawka. Takich imprez w roku mam około sześciu i mam dzięki temu spokój. Jestem zamożnym człowiekiem i nie mam potrzeby, żeby jeździć i walić chałturę. Cenię swój czas, wolę być z dzieciakami, niż gdzieś jechać za pięć dych czy za siedem. Jak dostaję propozycję, to mówię: 100 tys. zł albo 25 tys. euro. I mam przynajmniej spokój - wyjaśnia w rozmowie z "Super Expressem".
Michalczewski jest przekonany o tym, że jest wart swojej ceny, a organizatorzy zawsze są zadowoleni z jego usług. - Ciekawie opowiadam, bo sam kiedyś zaczynałem w trampkach. Ale mam ten komfort, że jako były sportowiec nie splajtowałem, jak większość. Mam przygotowane przemówienie, pozuję do zdjęć, rozdaję autografy. Klient zawsze jest zadowolony - wyjaśnia.
Są jednak wyjątki, kiedy "Tiger" nie bierze wynagrodzenia. To imprezy charytatywne. - W przypadku takich wydarzeń pojawiam się za darmo. Nawet nie chcę, żeby organizatorzy płacili mi za bilety i hotel, to opłacam sobie sam - zapewnia były bokser.
Majątek osobisty Michalczewskiego szacuje się na ponad 50 mln zł.
Zobacz: Dariusz Michalczewski o żonie: Nigdy nie zdradzę Basi