Wszystko wydarzyło się w 21 grudnia 2016 roku. Żona Dariusza Michalczewskiego wezwała policję do ich domu w Gdańsku. Zeznała wtedy policji, że została pobita i znieważona. Podczas późniejszego przesłuchania przed prokuratorem odmówiła jednak składania wyjaśnień.
Sprawa trafiła do sądu, a dzisiaj w Gdańsku zapadł wyrok. Michalczewski został uznany winnym zarzucanego mu czynu naruszenia nietykalności i znieważenia. Nie takiego wyroku się spodziewał. Po wyjściu z sali rozpraw bokser żalił się, że oboje z żoną liczyli na uniewinnienie.
Michalczewski wyjaśnił także okoliczności, w jakich miało dojść do zdarzenia. Na 23 grudnia 2016 roku para zaplanowała wyjazd na wakacje. Dwa dni wcześniej w ich domu odbyła się jednak impreza, na której doszło do awantury pomiędzy Dariuszem i Barbarą. W jej wyniku żona boksera miała przeciąć jego dowód osobisty, a on ze złości rzucić dziadkiem do orzechów, którym rozbił jedną z szyb w mieszkaniu. Michalczewski wyjaśniał, że on i jego żona wciąż mieszkają razem i nie zamierzają się rozwodzić, choć dochodzi między nimi do ostrych kłótni.
Adwokat Michalczewskiego nie komentuje wyroku. Sam sportowiec zapowiada jednak wniosek o apelację.