"Once Upon A Time In Hollywood" ma opowiadać historię Fabryki Snów w latach 60. i 70., kiedy jednym z elementów filmowego krajobrazu był niebezpieczny psychopata Charles Manson „szczycący się” posiadaniem własnej sekty. W sierpniu 1969 roku członkowie kultu Mansona dokonali okropnej zbrodni, mordując ciężarną żonę Polańskiego, Sharon Tate. W filmie Tarantino rolę reżysera otrzymał Rafał Zawierucha.
Początkowo podejrzewano, że Polaka bezlitośnie wycięto w trakcie montażu, ale dziś już wiemy, że sceny z Zawieruchą przetrwały produkcję. Rafał z dumą wspomina pracę na planie i znajomości, jakie zawarł w trakcie pracy. Podobno nawiązał nić porozumienia z Leonardo DiCaprio.
Rafał Zawierucha jako Roman Polański. Są pierwsze zdjęcia z filmu Quentina Tarantino
- Z DiCaprio połączył nas nawet polski wątek – mówi w "Gali". Okazało się, że obaj jesteśmy fanami twórczości wybitnego malarza Stanisława Szukalskiego. Dużo o nim rozmawialiśmy. Ani on, ani Brad nie stawiają murów. Tam każdy zna swoje miejsce, wie, gdzie jest i po co. Jeśli spotykasz człowieka, który też kocha to co robi, to spotykacie się na tym samym boisku, w tej samej grze i drużynie. Z Leonardo, Bradem i Margot [Robbie] tak właśnie było.
Okazuje się, że Pitt i DiCaprio nie mogli zrozumieć jednego zwyczaju Zawieruchy, który budził w nich podziw pomieszany z wesołością. Polak dojeżdżał na plan rowerem, ale nie miał wcale blisko – codziennie jeździł blisko 50 kilometrów…
- Od lat nie mam żadnego kompleksu z tym, że jestem z Polski, choć i dziś niektórzy nadal wysyłają do Polski paczki z ubraniami... - powiedział. Jeśli okazujesz komuś szacunek, to to samo dostaniesz. Codziennie przed planem robiłem na rowerze 50-kilometrową trasę prowadzącą do Venice Beach. W opinii Pitta i DiCaprio mój zwyczaj świadczył o polskim szaleństwie.