Z uroczą młodą aktorką spotykamy się w eleganckiej kawiarni. Za oknami rekordowy mróz, ale na Marysi surowa aura nie robi żadnego wrażenia. Z pasją opowiada o swoim życiu. Jej telefon nam nie przeszkadza, bo... został w domu.
- Odpalił ci dziś samochód?
- Odpalił. Chyba lubi mrozy w przeciwieństwie do mnie.
- Jeździsz tym samym autem, które kupiłaś sobie kilka lat temu za pierwsze zarobione pieniądze?
- Nie, to inny samochód, ale bardzo go lubię. W ogóle dobrze czuję się za kółkiem. Koła co prawda sama bym nie zmieniła, ale pod maskę czasami zaglądam (śmiech).
- Można powiedzieć o tobie: aktorka?
- Tak! Powiem nawet więcej: jestem już nawet magistrem sztuki!
- Pytam, bo PSL chce ustawy, że gdy ktoś nie ma skończonej szkoły aktorskiej, to z niego nie aktor?
- Mnie to na szczęście nie dotyczy. Skończyłam Akademię Teatralną, napisałam pracę magisterską, grałam w przedstawieniach dyplomowych i wydaje mi się, że aktorowi amatorowi w teatrze byłoby ciężko.
- Papier zmienił coś w twoim aktorstwie?
- Studia aktorskie skończyłam dla siebie, a nie dla papierów. Przez kilka lat dzień w dzień zgłębiałam w szkole aktorstwo, ciągle o nim myślałam, a wiadomo, że trening czyni mistrza. Oczywiście, że mogłabym też grać bez dyplomu, ale jestem perfekcjonistką i jak coś robić, to konsekwentnie i do końca.
- Amatorzy z serialów dyplomów nie mają i sobie radzą, a zawodowi aktorzy narzekają, że naturszczycy zabierają im role. To dla ciebie problem?
- Żaden. Gdy w liceum grałam w serialu, to też byłam amatorką. Każdy idzie swoją drogą i staram się nie oceniać innych. Nie noszę w sobie zawiści, bo czuję się spełnioną młodą aktorką.
- Nie za szybko? Masz dopiero 25 lat...
- No dobrze. Może lepiej powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Mam swoje plany, marzenia, sukcesy.
- Bardzo dużo ci się udaje. Może trochę za łatwo to wszystko ci przychodzi?
- To tak tylko wygląda. Nie wszyscy wiedzą, że na to wszystko pracuję od 8. roku życia. Od lat każdy dzień mam wypełniony po brzegi.
- Rzeczywiście zaczęłaś wcześnie, ale Anna Mucha też błyszczała w filmie jako dziecko, a teraz jej główną rolą jest wywoływanie skandali. Nie boisz się, że możesz skończyć jak ona?
- Skończyć, zacząć to jakieś dziwne pojęcia. Są różne momenty w życiu. Każdy podąża inną drogą. Ja idę swoją.
- Wielu młodych aktorów nie ma pracy. A ty chyba nie narzekasz na swoje życie zawodowe?
- Jestem zadowolona, bo dzieje się dużo ciekawych rzeczy. Gram w Teatrze Narodowym i w Teatrze Ateneum. Cieszę się, że występuję obok Grażyny Szapołowskiej, Piotra Fronczewskiego czy Danuty Szaflarskiej. Takie doświadczenia budują mnie jako aktorkę, ale też jako człowieka.
- Robisz coś, żeby było jeszcze lepiej?
- Nie siedzę i nie czekam, że spadnie mi coś z nieba, ale realizuję swoje różne projekty. Imponuje mi Krystyna Janda z tym, co zrobiła ze swoim Teatrem Polonia.
- Ale bardzo pomógł Krystynie Jandzie mąż, a z tego, co wiem, ty męża nie masz?
- Mam za to chłopaka.
- Kiedy ślub?
- O małżeństwie nawet nie myślę. Może za kilka lat.
- Gdy jedziesz na niedzielny obiad do dziadka, byłego ambasadora, słyszysz pytanie: Marysiu! Kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?
- Nikt mnie o to nie pyta. Moi najbliżsi wiedzą, że takie zaczepki na mnie nie działają. Dałam im nieźle popalić w młodości. Byłam buntowniczką i zawsze mówiłam: "Nie". Nieraz słyszałam: Naucz się gotować, bo będziesz miała męża, a nie będziesz umiała obiadu zrobić...
- I posłuchałaś tych rad?
- Nie (śmiech).
- Hm. Nie umiesz gotować. Słaba reklama jak na pannę na wydaniu.
- Nauczę się, ale z zamążpójściem presji nie czuję. To wybór trudny i pośpiech jest złym doradcą. Może to też kwestia ostrożności. Najważniejsze, żeby dwie osoby dobrze się rozumiały.
- Masz wizerunek panienki z dobrego domu. Uroda, zimą narty, latem żagle, mama znana dziennikarka. Jak wygląda twoje prawdziwe życie?
- Wyprowadziłam się z domu, gdy miałam 18 lat, i rzeczywiście do czasów maturalnych byłam panienką z dobrego domu, bo i francuski był, i pianino. Potem chodziłam też na imprezy i bywało wesoło (śmiech).
- Oprócz egzaminów na studia aktorskie zdawałaś też do prestiżowej Szkoły Głównej Handlowej. Po co było ci wkuwanie matematyki, gdy marzyłaś o aktorstwie?
- Bo chcę być inteligentną, wszechstronnie wykształconą aktorką. Poza tym artyści za często odgradzają się od świata. Nawet popisują się czasami, że matematyka, komputery, rachunki to dla nich czarna magia i nie zniżają się do takich przyziemnych spraw. Ja tak nie chcę.
- "Mamusia pomogła". Często tak mówią o tobie ludzie?
- Zdarza się, ale już się tym nie przejmuję. Kiedyś mnie to bolało, a teraz wiem, że każdego można skrytykować - i brunetkę, i blondynkę. Najłatwiej rzucanie oszczerstw przychodzi ludziom anonimowo, w Internecie, bez podpisywania się.
- "Jestem bardziej potrzebna mamie niż ona mnie. Biorę za nią odpowiedzialność" - powiedziałaś niedawno w wywiadzie. Co miałaś na myśli?
- Niedawno po raz pierwszy poczułam się dorosła i stałam się przez to dla mamy partnerką. Wspieramy się. A o mamę się nie martwię, bo sobie nieźle radzi.
Maria Niklińska (25 l.)
Aktorka, występowała w Zespole Pieśni i Tańca "Varsovia". Prowadziła w TVP dziecięcy program 5-10-15. Zagrała w kilku spektaklach Teatru TV, grała w "Klanie", "Starej baśni", "Ja wam pokażę", "Pierwszej miłości", "Londyńczykach". Córka Jolanty Fajkowskiej, dziennikarki.