Adrian Nychnerewicz: Zacznijmy od początku. Doda opowiedziała kiedyś, że pan, panie Pawle, sprzedał swój kożuch, by kupić dla niej pianino. Natomiast pani jeździła z nią do Buffo, czekając na nią po kilka godzin, aż zagra spektakl. Poświęciliście się dla niej. Jak dziś to wspominacie?
Wanda Rabczewska: - Myśmy się nie poświęcali. To była dla nas ogromna przyjemność. Nie chcieliśmy zmarnować talentu Dorotki. Gdy była w pierwszej klasie podstawówki, nauczycielka wezwała nas do szkoły. Powiedziała, że odkryła u naszej córki ogromny talent wokalny, a nawet użyła słów, że "kiedyś będzie żyć ze swojego głosu, a pan, panie Pawle, niech sprzedaje kożuch i kupuje córce pianino". No i tak się stało. Byliśmy klasą średnią, ja - urzędnik państwowy, mąż - nauczyciel, trener. A to pianino trochę kosztowało. Jeśli chodzi o Teatr Buffo, to pan Józefowicz zadzwonił do mnie do urzędu. Jakaż to była wtedy afera! (śmiech). Zapytał o zgodę, czy nasza 14-letnia córka może u niego pracować. Jak więc moglibyśmy jej tam nie wozić?
Paweł Rabczewski: - Chcę wtrącić, że ja też ją woziłem. I jeszcze trening lekkoatletyczny robiliśmy przed wyjazdem!
Wanda Rabczewska: - Ale ja, mówiąc, że woziliśmy, mam oczywiście na myśli męża (śmiech). A gdy on nie mógł, jechałam z Dorotką pociągiem. Uciekałam wtedy z pracy o godz. 14, by zdążyć na pociąg o 14:20. Widziałam jej spektakle chyba ze sto razy! Miałam tam już nawet swoje miejsce na widowni. Ale nigdy nie myśleliśmy o tym jak o poświęceniu. Zarówno syna jak i Dorotkę kochamy nad życie i dla dzieci zrobilibyśmy wszystko!
- Panie Pawle, czy panu było ciężko pogodzić się z tym, że Dorota jednak nie wybrała sportu?
P.R. - Zawsze jej tłumaczyłem, że w sporcie wszyscy zachowują się fair play, że nikt nie podważy jej sukcesów, gdy osiągnie najlepsze wyniki. Natomiast w show-biznesie zawsze będzie oceniana subiektywnie, zależnie od gustów, i będzie mieć tyle samo przeciwników co i zwolenników. Zapamiętała to, często to powtarza. Zawsze była chętna do zajęć sportowych. Po szkole brałem ją na stadion i trenowaliśmy odpowiednio do jej wieku - czy to lato, czy zima. Snuliśmy plany na przyszłość. Co roku robiła postępy, wszyscy byli zauroczeni jej wynikami. W 7. klasie biła rekordy, ogrywała wszystkich Warszawiaków, a to ją nakręcało. Nie ukrywam, byłem trochę rozczarowany, gdy nie poszła tą drogą. Ale nigdy nie narzucałem ani synowi, ani córce tego, co mają robić. Kiedy Dorotka zaczęła występować w Buffo, zrobiliśmy zebranie rodzinne, by zdecydowała, na czym chce się skupić. Wybrała muzykę. Ale widziałem, jak płakała, gdy, wracając do Ciechanowa, zobaczyła trenujących na stadionie kolegów i koleżanki.
CIĄG DALSZY WYWIADU Z RODZICAMI DODY PONIŻEJ
- Z czego są państwo najbardziej dumni, jeśli chodzi o córkę i jej karierę?
W.R. - Ja najbardziej jestem dumna z tego, że Dorotka nigdy nie zboczyła na złą drogę. Miała 15 lat, kiedy zaczęła liceum w Warszawie. W tym wieku dzieci trzymają się rodziców. A ona była tam sama. Czasem serce mi pękało, że nie ma mnie przy niej, że zmaga się z problemami, bo łączy naukę z pracą, musi zapewnić sobie jedzenie. Do tego nie wpadła w złe towarzystwo, pilnowała swojego celu i nigdy się na nic nie skarżyła. Wszyscy się dziwili, że się na coś takiego zdecydowaliśmy, ale myśmy się zdecydowali dlatego, że wiedzieliśmy, jak mądre dziecko mamy.
P.R. - Dzielnie znosiła też szkołę życia, jaką swoim aktorom i wokalistom dawał Józefowicz. Obserwowałem ich próby, widziałem, jak odpadają jednostki słabe. Dorotka wytrzymała ten stres. Uczyła się od niego. Jestem też bardzo dumny z tego, że kontynuuje to, co w niej zaszczepiłem - dba o swoje zdrowie, dietę, prowadzi higieniczny styl życia. Bardzo mnie to cieszy.
- Jest taki moment, kiedy szczególnie martwili się państwo o córkę?
W.R. - Myślę, że na samym początku, zaraz po udziale w "Barze". Jej popularność bardzo wzrosła. A był to też okres rozkwitu tabloidów, które dziś są już zupełnie inne, lepsze. Ale wtedy nie przebierały w słowach i w środkach. Artykuły nie zawsze oddawały prawdę. Do tego jeździli za nią paparazzi, prowokowano ją, oczerniano. A wiedząc, jakim skarbem i diamentem jest, widząc, jak zachowują się wobec niej media, bardzo się o nią baliśmy. I bardzo to przeżywaliśmy. Była młodziutka, miała ogromną chęć życia i radość z pracy, mnóstwo planów, chciała pokazać swoje dobre serce i talent, a zmierzyła się z czymś takim. Ale dźwignęła to. Na szczęście dziś media są bardziej przyjazne artystom.
- No właśnie, bo wielka sława to nie tylko te fajne momenty. Jakie są blaski i cienie bycia rodzicami Dody, którą zna cała Polska?
W.R. - Blaski to na pewno to, że jesteśmy bardzo szanowanymi osobami w naszym mieście.
P.R. - W małych miastach często się plotkuje, obgaduje innych. W Ciechanowie tak nie jest. Czułem, że jesteśmy szanowani przez wzgląd na moje osiągnięcia i działania sportowe, dlatego, że byłem radnym, a potem także ze względu na nasze dzieci. Naprawdę nigdy nie słyszałem, żeby ktoś mówił tu coś złego na Dorotkę. Wręcz przeciwnie. Czasem byłem tym nawet zaskoczony.
W.R. - A cienie? To, że przeżywamy z nią każdą rzecz, która ją dotyka. Liczyliśmy się z tym, że ten zawód sprawi, że nie będzie anonimową osobą, że będą pisać o jej życiu prywatnym. Jeśli Dorotka się czymś nie przejmuje, to również i my jesteśmy spokojni, ale gdy ona była czymś zmartwiona, martwiliśmy się podwójnie.
- Pani Wando, wydaje mi się, że pani również ma już swoich fanów. Anegdotki Dody na pani temat królują w wywiadach! Czuje pani tę sympatię fanów córki?
W.R. - Czuję i ja też bardzo ich lubię! Pamiętam, kiedy Dorotka zaczynała przygodę ze śpiewaniem, przyjechała taka grupa jej fanów pod nasz dom. Zaprosiłam ich do środka, zrobiłam im kanapki na drogę. Oni przyczepili mi transparent na bramie. I tak się zaczęły te znajomości z fanami. Później spotykaliśmy się na koncertach. Bardzo ich cenię, są wspaniali i oddani. Po prostu najlepsi!
- Ale teraz Doda już bardzo dba o to, by nikt nie zakłócał państwa spokoju, prawda?
W.R. - Tak, już od kilku lat chce nam zapewniać spokój i ciszę, bo oboje z mężem jesteśmy na emeryturze. Z tym zdrowiem, jak wiadomo, coraz gorzej... Więc Dorotka dba o nas, opiekuje się i pomaga. Jest wspaniałym dzieckiem.
- A czy przestała już pani zbierać wycinki z gazet?
W.R. - (śmiech) Teraz już tak. Dziś wszystko jest w Internecie. Ale powiem szczerze, że mam tego ze trzydzieści tomów, takich ogromnych, grubych, ponumerowanych.
- Gdy patrzą państwo na Dodę w show-biznesie i to, jak sobie w nim radzi, to jakie cechy odziedziczyła po każdym was?
W.R. - Po mnie na pewno konsekwencję działania, ogromną wrażliwość i pracowitość. Mąż też jest pracowity, ale ja chyba bardziej. (śmiech)
P.R. - A po mnie działa w myśl zasady fair play. Tego ją uczyłem, bo dla mnie zawsze było to najważniejsze. Dostałem nawet nagrodę z Ministerstwa Sportu dla zawodnika fair play. Dorotka zawsze wiedziała, że musi być w porządku dla każdego i w razie czego pomóc mu. Robiła to i robi to nadal.
- Muszę o to zapytać - jaka jest państwa ulubiona piosenka Dody?
W.R. - Ja kocham wszystkie jej piosenki! Naprawdę! (śmiech). Rozczulam się przy każdej. Jak jestem na koncercie i stanę jak wryta, to tak już stoję do końca i nawet się nie poruszę! Ja nie wiem, dlaczego tak jest. Gdy występuje w telewizji, to podnoszę się z krzesła, staję na środku pokoju i też tak stoję, dopóki nie skończy! (śmiech). Przeżywam to razem z nią. I nie mogę się napatrzeć. Co będę ukrywała? Piękna jest, nie można się doczepić do niczego, nawet jak przyjedzie do nas do domu bez makijażu, jest taka naturalna, a do tego mądra, zdolna i wrażliwa. Czasem myślę: "Boże, to moja córka, taka wspaniała?!". Aż trudno mi w to uwierzyć.
- Ta wypowiedź to 100% pani Wandy w Wandzie! (śmiech)
W.R. - Dziękuję. No, co ja zrobię? Przecież muszę być sobą, prawda? (śmiech)
- Czego życzą państwo Dodzie na te 20 lat w show-biznesie?
W.R. - Ja tak naprawdę życzę jej tylko spokoju i tego, by znalazła osobę, która pokocha ją bezwarunkowo taką, jaka jest. Żeby nigdy nie miała już problemów z powodu swojego partnera i życia osobistego. I żeby jej oddali wszystkie ciężko zarobione pieniądze.
P.R. - Życzę jej zdrowia. To jest najważniejsze. A wtedy poradzi sobie ze wszystkim! Wiem, że jeszcze bardzo długo będzie pokazywała Polkom i Polakom swoje umiejętności i talent. Niech marzy, bo jest nadal młodą osobą i może wszystkie te pragnienia spełnić. Liczę też, że Telewizja Polska znów pozwoli jej pokazywać swój artyzm.
W.R. - I oczywiście życzymy jej, żeby zasiadła w jury "The Voice of Poland", bo o tym bardzo marzy.
Zobaczcie w naszej galerii nieznane zdjęcia Dody: