W listopadzie 2017 roku Doda została zatrzymana i doprowadzona do prokuratury, gdzie zeznawała w sprawie rzekomego nakłaniania innych osób do grożenia swojemu byłemu partnerowi. Tajemniczy mężczyźni mieli odwiedzić Emila Haidara w jego biurze i nakłonić go siłą do wycofania się z oskarżeń wobec jego byłej partnerki, z którą był w 2015 roku. - Sprawa toczyła się w sprawie zlecenia wymuszenia i zastraszenia w celu zmiany zeznań przez mojego klienta Emila Haidara. Dziś zapadł wyrok, przyjmujemy go z satysfakcją. W naszej ocenie kara jest dla zleceniodawców trochę łagodna, więc rozważamy apelację - powiedział w rozmowie z "Faktem" adwokat pokrzywdzonego, Jerzy Jurek.
Doda usłyszała wyrok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 100 tys. złotych grzywny. Emil S. dostał dziewięć miesięcy bezwzględnego więzienia, półtora roku prac społecznych i 100 tys. zł grzywny na rzecz Skarbu Państwa. Wyrok nie jest prawomocny i obie strony zapowiadają apelację.
- Wyrok jest nieprawomocny. Uzasadnienie ustne sądu nic nie wyjaśniło. Cytując je: "Nie ma dowodów na winę pani Doroty, ale są poszlaki oparte na medialnych doniesieniach, które wysoki sąd na bieżąco czytał". Komentarz jest więc zbędny. Oczywiście, że będziemy się odwoływać, zwłaszcza że kulisy całej tej historii opisał dziennikarz śledczy, opierając się głównie na niezaprzeczalnych dowodach — napisał "Faktowi" management Dody.
Wysokość zasądzonej grzywny może być też dużo niższa, nawet dziesięciokrotnie.
Pozwanych nie było na sali ropraw podczas ogłaszania wyroku. Przypomnijmy, że były mąż Dody jest w areszcie w związku z zarzutami w innej sprawie, sprzeniewierzenia ok. 5 mln zł, czyli przywłaszczenia mienia w trakcie realizacji pewnej produkcji filmowej.