Zamiast cieszyć się uczuciem, o którym dopiero co opowiedziała światu w finałowym odcinku swojego programu, Doda mierzy się z hejtem i bezlitosnymi atakami. Jej skrzynki odbiorcze zalewają okropne wiadomości. Za to, że nie wybrała w programie Stefana z Niemiec i zakochała się w kimś innym ludzie życzą jej najgorszego.
- Życzą mi śmierci i nowotworu. Jest to przerażające, że tak prymitywne i wręcz zwierzęce odruchy wywołuje w ludziach reality show. Ja sobie nie zdawałam sprawy, że co najmniej połowa ma przeświadczenie, że jest właścicielem mnie i jak ja podejmuję inne decyzje w zgodzie z moim sercem, uczuciami, związane z moim życiem, to w ludziach budzi to agresję - mówi zszokowana Doda, dodając, że kandydaci, którzy w programie walczyli o jej serce również ułożyli sobie życia z innymi kobietami.
Najbardziej zbulwersowały Dodę jednak wiadomości dotyczące jej ukochanych rodziców.
- To moja pięta achillesowa i jest to bardzo niebezpieczne, że ludzie życzą chorób nowotworowych moim rodzicom! Za to, że śmiałam zakochać się w kimś po programie i jest to ktoś inny niż uczestnik tego reality - nie dowierza Doda.
Współpracownicy artystki doradzają jej, by iść na policję. Ona postanowiła jednak spakować walizki i na kilka dni wyjechać z Warszawy.
- Muszę się odseparować i usunąć. Parę lat temu robiłabym z tego zadymę i zgłaszałabym na policję. Mój menadżer mi to radzi, ale ja nie chcę. Nie chcę wchodzić w polemiki i walki, ale za dużo przeszłam w życiu i bardzo mi zależy mi na moim spokoju psychicznym. Czuję się bardzo osaczona. A mój spokój ducha jest dla mnie priorytetowy - powiedziała Doda na swoim Instagramie, po czym zniknęła z Internetu.