Doda: To ja powiedziałam Nergalowi, że ma raka WYWIAD!

2010-09-13 9:25

Na co dzień Dorota Rabczewska (26 l.) to niepozorna blondynka (168 cm wzrostu), ale gdy pojawia się na scenie jako Doda, czuć jej siłę. I to wcale nie sceniczny wizerunek.

Piosenkarka, która dotychczas kojarzyła się z zabawą i beztroskim życiem, to naprawdę silna kobieta. Widać to teraz, gdy życie wystawiło jej związek na próbę, a ona sama musiała powiedzieć ukochanemu Adamowi Darskiemu (33 l.), że jest chory na raka. Nikt inny nie miał na tyle odwagi. Teraz na każdym kroku stara się pokazać mu, jak bardzo go kocha, podtrzymać na duchu. Tak samo było podczas jej występu w Opolu.

- Podczas występu w Opolu poza specjalną piosenką zrobiłaś ze światełek serce...

- To serce miało poruszyć jedną osobę i tak też się stało!

- Zadziałało? Sprawdziłaś po występie?

- Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, był telefon do Adama. Musiałam zdążyć przed godz. 24, bo rano wjeżdżają do niego jakieś termometry i strzykawki...

- Wyglądasz na osobę opanowaną i mocną. Czy zdarzyły ci się momenty słabości?

- Nie! Dlatego też zmieniłam refren piosenki Jantar. To jest piękna piosenka i z całym szacunkiem, żeby nikt się nie obraził, że powiedzmy zbezcześciłam dzieło - oryginalny refren w ogóle nie pasował do mojej postawy. Chciałam jak najwięcej pozytywnej energii przekazać tym, którzy mogliby to poczuć, a wiem, że cały szpital w Gdańsku oglądał Opole. Wszystkie pielęgniarki pozdrawiam serdecznie!

- Jak sobie radzisz z tą nową sytuacją?

- Staram sobie jakoś radzić. Mam bardzo mocną psychikę, pozytywnie podchodzę do wszystkiego, co mnie otacza, do nadarzających się sytuacji... Staram się zarażać tym wszystkich bliskich, szczególnie Adama, który tego potrzebuje. Myślę, że dobrze sobie z tym radzimy!

- Czy takie sytuacje naprawdę wzmacniają związek?

- Na pewno umacniają. Jeżeli twój mąż cię denerwuje, bo nie opuszcza deski w sedesie, rozrzuca skarpetki czy też chrapie, to w sytuacji, kiedy uzmysławiasz sobie, że jutro go może nie być... Wtedy chcesz, żeby chrapał nawet codziennie, skarpetki kładł nawet na nosie, a deski nigdy nie opuszczał. Więc w trudnych sytuacjach człowiek rozumie i czuje więcej.

- A jak sobie radzi Adam?

- Dobrze. Jest naprawdę mocnym chłopakiem. To spory ból, ale wszystko jest kwestią psychiki.

- Choroba spadła na was tak nagle...

- Nie spodziewaliśmy się tego. Wróciliśmy z Grecji i od razu pojechaliśmy do szpitala. Adam został zatrzymany. Wszyscy lekarze mówili, żeby nie mówić mu prawdy. Przytaknęłam im, ale jak tylko go zobaczyłam, powiedziałam: "Uważam, że mocny człowiek powinien wiedzieć o tym jak najszybciej. Żeby mieć więcej czasu na przygotowanie się psychiczne. Ja bym chciała wiedzieć od razu". I w ten sposób dowiedział się prawdy. Jestem pewna, że on z tego wyjdzie. Na sto procent! Myślę, że już w Nowy Rok zagra świetny koncert ze swoim zespołem. I już będzie na scenie, co prawda z inną fryzurą, ale będzie do przodu. Jestem tego pewna.

- Kto cię wspiera? Rodzina, przyjaciele?

- Cały mój fenomen opiera się głównie na mojej rodzinie. Mam zajeb... rodziców. Oni są fenomenalną podstawą całego mojego jestestwa. A przyjaciele... Dziś są, jutro ich nie ma. Wszystko jest kwestią różnych okoliczności. Gratuluję każdemu, kto może powiedzieć, że ma prawdziwych przyjaciół. A ja? Moimi prawdziwymi przyjaciółmi są moi rodzice.

- Czy znalazł się już dawca szpiku dla Nergala?

- Nawet gdyby się znalazł, to nie powiedzielibyśmy tego ze względu na to, że jest mnóstwo takich ludzi, którzy potrzebują szpiku. Cały ten szum pomaga im. I chociaż mówi się, że to niezwykle smutne, iż jakaś znana osoba choruje, to ja uważam nieco inaczej. Jest jakiś plus tego wszystkiego, bo dzięki temu ludzie nieznani mogą wygrać życie!

- Pewnie wielu dziękuje ci, że tyle osób zgłosiło się, aby oddać szpik.

- Codziennie wszyscy dziękują. Tak naprawdę nie na to czekam, nie ma to dla mnie znaczenia. Najważniejsza jest świadomość, która jest w Polsce kulejąca. Co godzina ktoś choruje. Co godzina zawala się komuś całkowicie świat. My sobie z tego całkiem nie zdajemy sprawy. Wystarczy kilka chwil, a można komuś uratować życie. Ja uważam, że to jest zaj... e. Zupełnie bezboleśnie można ofiarować komuś nowy los. Przeszczep szpiku dla mnie, dla wszystkich osób to jest kilka bezbolesnych chwil, które mogą uratować komuś życie.

- Stałaś się osobą, o której coraz częściej mówi się, że pomagasz innym. Tak to cię odmieniło?

- Nie sadzę. Nigdy nie robiłam niczego na pokaz. Brałam wcześniej udział w wielu akcjach charytatywnych. Mam wizerunek, jaki mam. Jestem, przyznaję się do tego, bezczelna, prostolinijna, kontrowersyjna. Bazuję na tym, że jestem osobą pozytywną i to w sobie bardzo lubię. Nie chcę tutaj wychodzić na jakąś płaczkę, melancholijną mamyję. Natomiast ta sytuacja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że osoby publiczne powinny wykorzystywać swoją moc choćby po to, żeby pomagać innym ludziom. Jeżeli ja to powiedziałam i wystąpiłam w Opolu, to po to, żeby miliony ludzi, którzy to oglądają, zrozumiało, o co mi chodzi.

- Co dalej? Jakie plany? Co z płytą?

- Nie wiem! Szczerze powiedziawszy najmniej mnie to interesuje. Na ten moment najważniejsze jest zdrowie Adama. Przyszły miesiąc spędzę tak samo jak ostatni, czyli w szpitalu. Będę starała się znaleźć jak najwięcej dawców szpiku. Chciałabym zostać twarzą fundacji, zrobić kilka spotów, które rozreklamują całą tę sytuację. Mam nadzieję, że Adam wyzdrowieje i również pomoże mi w rozreklamowaniu tego wszystkiego. I razem szczęśliwie wejdziemy w nowy rok...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają