Fart - tak powinna mieć na drugie imię Dorota. We wrześniu warszawski sąd uznał ją za winną porysowania czarnego astona martina za 850 tys. zł. Piosenkarka miała zapłacić 10 tys. zł grzywny, 10 tys. zł na pokrycie kosztów naprawy auta oraz 6 tys. zł kosztów sądowych. Ten wyrok nie zadowolił ani jej, ani Haidara. Do sądu trafiły dwie apelacje: Doda chciała dowieźć, że jest niewinna, a jej były domagał się dla niej jeszcze wyższej kary. Niestety, Emil i jego obrońca Roman Giertych (47 l.) trochę się na tym przejechali.
- Mecenas Giertych podpisał się pod apelacją, tytułując się pełnomocnikiem spółki, która w dacie składania dokumentów do sądu nie istniała już od ponad miesiąca - mówi nam mecenas Adam Gomuła, obrońca Dody.
W praktyce oznacza to, że poszkodowany w sprawie po prostu nie istnieje.
- Czas pokaże, czy były podstawy formalne do dotychczasowego toczenia całej sprawy - wyjaśnia nam Gomuła.
Na zadane przez nas trzy szczegółowe pytania biuro Romana Giertycha odpowiedziało wymijająco:
- Informujemy, że to jest bzdura - skomentowała kancelaria.
Co na to Emil Haidar? Tym razem nie skomentował sprawy.