Doda trzymała w tajemnicy to, że od pięciu lat walczy w sądzie z jedną z popularnych sieci banków. Wszystko zaczęło się, gdy trzynaście lat temu jeden z pracowników firmy sprzedał mediom tajne informacje o piosenkarce.
- Pracownik banku nielegalnie pobrał dane na temat przelewów pani Doroty Rabczewskiej i podzielił się tymi informacjami z mediami. Pani Dorota bardzo się zdenerwowała, zapowiedziała proces. Bank przyznał się do błędu i postanowił jej to jakoś zadośćuczynić - wyjaśnia nam mecenas Dody, pan Radosław Górski.
- W ramach ugody i „rekompensaty” bank Millenium zaproponował mi kredyt na „szczególnie atrakcyjnych dla mnie warunkach”. Był to „tani i bezpieczny” kredyt frankowy. Jako młoda dziewczyna zaufałam bankowi - opowiada sama Doda.
ZOBACZ WIĘCEJ TUTAJ: Doda wygrała proces z bankiem. Gigantyczny kredyt we frankach. Zaczęła płakać
Jak udało nam się ustalić, za ten kredyt młoda piosenkarka kupiła swoje pierwsze, wymarzone mieszkanie w Warszawie. Nie planowała brać tego kredytu, ale skoro sam wpadł jej w ręce i miał być tak korzystny, postanowiła z niego skorzystać. Wkrótce jednak okazało się, że rata wzrosła aż dwukrotnie. Doda została frankowiczem i poczuła się okrutnie oszukana. I choć szanse na wygrane z wielkim bankiem były nikłe, poszła do sądu.
- Pani Dorota próbowała negocjować przed procesem i w procesie. Bank nie opuścił należności nawet o złotówkę - mówi nam Górski.
NIE PRZEGAP: Beata Kozidrak szczerze o seksie z byłym mężem! Co oni wyrabiali?! Pikantne szczegóły
Co zaważyło na pozytywnym dla Dody wyroku?
- To, że pani Dorota została wprowadzona w błąd co do skali ryzyka. Mówiono jej, że ryzyko jest prawie żadne, waluta jest stabilna, a ten produkt z tak niską marżą jest formą rekompensaty, więc jest to szczególnie atrakcyjny dla niej produkt. Nie powiedziano jej o ryzyku, o tym, jak działa ten kredyt. Pracownicy, mówiąc brzydko, ją "urabiali" - mówi nam mecenas gwiazdy.
ZOBACZ TAKŻE: Poruszające wyznanie żony Krzysztofa Krawczyka. Nie uwierzycie, co robi po jego śmierci. Szczegóły wyciskają łzy
Umowa pomiędzy Dodą a bankiem została unieważniona przez sąd pierwszej instancji. Oznacza to, że jeśli wyrok się uprawomocni, strony rozliczą się z tego, co dały sobie w złotówkach, bez żadnego franka, bez wzrostu kapitału w związku z kursem. Kredyt będzie więc darmowy.
Choć sprawa Dody różni się okolicznościami od problemów innych frankowiczów, gwiazda liczy, że da im nadzieję.
- Mam nadzieję, że sprawa ta pokaże wszystkim poszkodowanym frankowiczom, którzy obawiają się procesów z bankami i w dalszym ciągu spłacają kredyty frankowe, że nigdy nie można się poddawać i że można wygrać z gigantem - mówi Doda.
Skontaktowaliśmy się z bankiem Millenium, który zaznacza, że nie może zabrać w tej sprawie głosu.
- Ze względu na obowiązującą nas tajemnicę bankową nie komentujemy żadnych kwestii dotyczących klientów banku - przekazała nam Iwona Jarzębska z centrum prasowego banku.