Święta Bożego Narodzenia to czas pełen magii, rodzinnego ciepła i chwil, które zapadają w pamięć na całe życie. Jak wyglądają święta w domu Doroty Gardias – jednej z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej telewizji, a jednocześnie kobiety pełnej energii, ciepła i pasji?
"Super Express": - Święta Bożego Narodzenia to dla Pani magiczny czas?
Dorota Gardias: - Tak, bo zawsze niosą ze sobą wiele emocji, mnóstwo radości i pięknych wzruszeń. To dla mnie szczególny moment w roku, pełen ciepła, miłości, spotkań z bliskimi. Dekorowanie domu, przystrajanie choinki, łamanie się opłatkiem, czy wspólne śpiewanie kolęd oraz niekończące się rozmowy przy stole tworzą specyficzną magię, której nie da się porównać z niczym innym.
- Co jeszcze sprawia, że te Święta są dla Pani wyjątkowe?
- Poczucie jedności i bliskości z rodziną. Wszyscy cieszymy się, że wreszcie jesteśmy razem, że wspólnie przygotowujemy potrawy, krzątamy się i wszędzie jest nas pełno. Moja jedenastoletnia córka uwielbia te chwile i jest szczęśliwa, kiedy może spędzić Święta w Tomaszowie Lubelskim u babci Grażynki, gdzie na nudę z pewnością nie można narzekać (śmiech). Dlaczego? Hania zawsze powtarza, że najfajniejsze u babci jest to, że każdy z nas ma coś tam do roboty i choć przygotowania zajmują sporo czasu, wszyscy traktujemy je jako wielką przyjemność.
Przeczytaj także: Gdzie podziały się spodnie? Dorota Gardias na czerwonym dywanie pokazała się w samej marynarce
- Pani pomaga mamie w kuchni?
- Oczywiście, kocham lepienie uszek i jestem w tym naprawdę dobra! (śmiech). Z czerwonym barszczem, według przepisu mojej babci Janiny, też nie mam większych kłopotów. W moich rodzinnych stronach dodaje się do niego dużo buraków i nie robi się go na zakwasie, stąd jest bardziej słodki, niż w innych regionach Polski. W ostatnie Święta chciałam też spróbować swych sił w gotowaniu pierogów z grzybami, lecz kiedy poprosiłam mamę o przysłanie mi borowików, ta fuknęła na mnie, żartobliwie oburzona: "Dopóki żyję, nie pozwolę na to!" - powiedziała, więc na razie odpuściłam sobie pierożkowe zapędy.
- Chodzi Pani na pasterkę?
- Jesteśmy wierzącą rodziną i bardzo szanujemy tradycje, więc bez pasterki nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia. To zupełnie inne nabożeństwo, które skłania nas do zadumy, refleksji, różnych przemyśleń dotyczących życia i przyszłości. Może dlatego, że odprawiane jest tylko raz w roku, a kiedy idąc na pasterkę sypie jeszcze śnieg, można naprawdę poczuć niepowtarzalną magię Świąt!
- Gdzie w tym roku świętować będzie Pani Boże Narodzenie?
- Tak się składa, że kolację wigilijną zaplanowałam nieco wcześniej, gdyż co drugie Święta moja córka spędza u swojego taty. Nie mam z tym żadnego problemu, bo dla mnie 24 grudnia jest datą symboliczną - to przecież my sami tworzymy świąteczny klimat i to od nas zależy, jak przeżyjemy ten wyjątkowy czas. Liczy się to, co mamy w sercu i z jakim nastawieniem podchodzimy do tego, co dla nas ważne i istotne.
- Boże Narodzenie nieodłącznie kojarzy się również z prezentami. Marzy Pani szczególnie o jakimś upominku?
- Nigdy nie przywiązywałam zbytniej wagi do prezentów, może dlatego, że rodzinne spotkania były dla mnie cenniejsze od zawartości kolorowych pudełek. Zawsze też wolałam obdarowywać, niż być obsypywana podarunkami. Do dziś stawiam też na praktyczne niespodzianki, jak kapcie, piżama, czy kosmetyki. Wcześniej robię dyskretne „śledztwo”, jakie prezenty będą mile widziane, by trafić w gusta i nie dać plamy (śmiech). Gdybym jednak miała odpowiedzieć na pytanie, to może być ona tylko jedna: chciałabym nadal mieć stan harmonii i równowagi, cieszyć się spokojem i być szczęśliwą, jak do tej pory. Ciągle odczuwać satysfakcję z tego, co robię, mieć przed sobą kolejne wyzwania i nie tracić z oczu celów, które konsekwentnie zrealizuję. Czuję, że przede mną bardzo ciekawy i intensywny rok. W lipcu wyruszam na Tour du Mont Blanc, by zebrać pieniądze dla chorego Olinka. Ten 170-kilometrowy szlak pokonam z jego dziadkiem Janem, z którym już przemierzyłam rowerem pół Polski. Jestem szczęśliwa, że nasza eskapada miała bardzo pozytywny oddźwięk, dzięki czemu udało się pozyskać pieniądze na leczenie i rehabilitację chorego ośmiolatka.
Rozmawiał Artur Krasicki