Kilka miesięcy temu Magdalena Cielecka (40 l.) wyjechała do Etiopii z misją humanitarną. Aktorka została ambasadorką organizacji Navegadores i zaangażowała się w projekt elektryfikacji trzech budynków kliniki przez montaż instalacji zasilanej energią słoneczną.
Tak jak można było się tego spodziewać, misja okazała się wielką harówką. Nie było mowy o makijażu i komfortowych warunkach. Cielecka, tak jak reszta ekipy, najczęściej zakładała bojówki, bluzy a na głowie nosiła chustkę.
Jednak dramatu, który rozegrał się w Afryce, nikt nie mógł się spodziewać. Magdalena Cielecka cudem uniknęła śmierci. Okazało się, że aktorka jest uczulona na jad osy, która ja użądliła.
Jej znajomi zamieścili w internecie opis felernego zdarzenia:
W czwartek około południa nagle wszystko zgasło. Chwilę wcześniej Magda, ciągnąc kabel pod dachem naruszyła gniazdo. Użądlenie wielkiej jak szerszeń osy (ossa assasinea abyssynica;) dałoby się opanować, ale - słabnąc w oczach - nasza Ambasadorka okazała się mieć alergię na jad latających morderców. Pod powiekami widziałem już pasek "breaking news" w TVN: Aktorka Magdalena Cielecka.... Siostry miały potrzebne sterydy i obyło się bez strat w ludziach.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i Cielecka cała i zdrowa wróciła do Polski. Również okupiona trudem i zmęczeniem misja w Etiopii zakończyła się sukcesem.