- Kiedy jadę do teatru, żona nie może się doczekać mojego powrotu. Do podobnej sytuacji dochodzi, kiedy sam zostaję w domu - mówił niedawno aktor w rozmowie z "Super Expressem".
W ich życiu nie brakowało jednak dramatycznych momentów. Raz doszło nawet do tego, że żona pana Wojciecha... umarła!
"Któregoś listopadowego poranka żona obudziła się wcześnie i poszła do kuchni zrobić herbatę. Chwilę później wróciła do pokoju i zaczęła się dusić. Prędko zadzwoniłem po pogotowie. Kiedy tylko odłożyłem słuchawkę, straciła przytomność. Do dzisiaj nikt nie wie, co było przyczyną tego, że tak źle się poczuła, zasłabła i >elegancko< umarła. Zatrzymało się krążenie, serce i Hania przestała oddychać. Doktor nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało. Wypisz, wymaluj czeska tragikomedia!" - opisuje w książce Pokora.
Stan pani Hani był bardzo poważny. W szpitalu spędziła długie tygodnie i wróciła do domu dopiero na Boże Narodzenie.
"Ona do dzisiaj uważa, że tamtego dnia była w zaświatach. Kiedy jechała karetką z naszego domu do szpitala, lekarz stwierdził u niej zgon. Jego zdaniem do szpitala dowieziono ją nieżywą. Właściwie to sekundy zadecydowały o tym, że doktorom udało się przywrócić ją do życia" - opisuje Pokora.
Dziś po tamtych dramatycznych chwilach zostały tylko wspomnienia, a małżonkowie cieszą się sobą tak jak na początku ich związku.
Zobacz: Wojciech Pokora po 60 latach małżeństwa: Kocham moją żonę jeszcze bardziej!
Polecamy: Urodzinowy wywiad Wojciecha Pokory: Żona nie miała ze mnie pożytku!
Najlepsze wideo: tv.se.pl