Anna Wyszkoni to piosenkarka, której największą rozpoznawalność przyniosła działalność w zespole Łzy. Kobieta była jego wokalistką w latach 1996-2010, a później rozpoczęła karierę solową. Jej największe przeboje to m.in. "Narcyz się nazywam", "Agnieszka już dawno…", "Gdybyś był" czy "Oczy szeroko zamknięte", które nagrała ze Łzami oraz "Czy ten pan i pani", "Wiem, że jesteś tam", "Z ciszą pośród czterech ścian" i "Lampa i sofa", które wydała solo.
W 2016 roku u Anny Wyszkoni zdiagnozowano złośliwego raka tarczycy. Artystka przeszła operację usunięcia guza, jednak wiązała się ona z możliwością uszkodzenia strun głosowych, co oznaczałoby dla Wyszkoni koniec kariery. Po zabiegu okazało się, że kobieta ma niedowład jednej struny głosowej i czeka ją rehabilitacja. Na szczęście udało jej się wrócić na scenę.
Anna Wyszkoni opowiedziała o swoich zmaganiach z depresją. "Leżałam na podłodze"
Rak nie jest jednak jedyną chorobą, z jaką przyszło się zmierzyć Annie Wyszkoni. Niedługo po nim pojawiła się depresja. Wokalistka opowiedziała o swoich zmaganiach z tą podstępną chorobą w rozmowie z magazynem "Twarze Depresji"
- Mój pierwszy kontakt z psychiatrą miał miejsce siedem lat temu, kiedy byłam po chorobie nowotworowej. Walka z nowotworem tarczycy była dla mnie czasem mobilizacji. Kiedy skończyła się terapia jodem, poczułam, że przyszedł czas na przepracowanie tej sytuacji od strony psychicznej. Nie byłam w stanie poradzić sobie z tym sama. Leżałam bez energii na podłodze i nie wiedziałam, w którą stronę pójść w życiu, co ze sobą zrobić. Autentycznie leżałam na podłodze. To był moment zwrotny, kiedy zrozumiałam, że potrzebuję pomocy. Wtedy właśnie poszłam do psychiatry - czytamy.
Depresja u Anny Wyszkoni była wynikiem zaburzeń gospodarki hormonalnej w związku z leczeniem nowotworu tarczycy i przyjmowaniem hormonu. Kobieta zdążyła sięgnąć po pomoc psychiatry, zanim depresja przeszła do ciężkiego stadium. Przyjmowane leki na szczęście jej pomogły.
- Ja zgłosiłam się po pomoc do lekarza psychiatry i udało mi się wyjść z choroby z jego pomocą, przy wielkim wsparciu mojej rodziny. Jak mówi nazwa fundacji - jest wiele "twarzy depresji" i każdy przypadek należy traktować indywidualnie. Nie korzystałam z pomocy psychologa, ale z perspektywy czasu uważam, że mogłam to zrobić, bo moje "demony" co jakiś czas się uaktywniają. Muszę być bardzo czujna. Nie przepracowałam w całości tej sytuacji - powiedziała.
Dziś artystka jest ambasadorką Fundacji "Twarze Depresji". Ma również zamiar pójść w ślady innych ludzi i skorzystać z pomocy terapeuty.
- Rozmowa z odpowiednim terapeutą jest bardzo ważna. Znam ludzi, którzy korzystają z terapii. Zamierzam pójść w ich ślady. Dzisiejszy świat serwuje nam bardzo szybkie tempo. Nie każdy potrafi się w tym odnaleźć. Swoich psychologów mają najlepsi sportowcy, biznesmeni, ludzie sukcesu. Bierzmy z nich przykład. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w ich przypadku to budzi podziw, a w przypadku przeciętnego człowieka - dystans - dodała.