Maria Prokop dziś nie wstydzi się mówić głośno o tym, że przez lata leczyła się z poważnej nerwicy napadowo-lękowej. Teraz w programie "Miasto kobiet" opowiedziała o mrocznych stronach swojej walki z chorobą. Przyznała, że przez pracę w korporacji wyhodowała sobie stres, który wyniszczał ją nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Była już tak skrajnie wycieńczona, że zabrała ją karetka.
- W pewnym momencie wydarzyła się taka sytuacja, że biegłam półmaraton i nie dobiegłam do końca. Zemdlałam, straciłam przytomność, prawie straciłam życie. Na szczęście karetka mnie zgarnęła i wylądowałam w szpitalu - wyznaje smutno Maria.
Przyznała też, że nawet w tamtym momencie cały czas myślała tylko pracy i o tym, jakie będą konsekwencje jej nieobecności.
- Ja myślałam o pracy. Kumulacja tego zdarzenia, która spowodowała u mnie PTSD, czyli zespół pourazowy. To spowodowało, że wylądowałam w bardzo ciężkim stanie zaburzenia psychicznego, który trwał ponad trzy lata - mówi Maria Prokop.
Te straszne chwile okazały się jednak momentem przełomowym w życiu żony prezentera, która zdecydowała się porzucić pracę. Dziś spełnia się jako instruktorka jogi i prowadzi warsztaty pod nazwą Pięć Energii Mądrości. Przyznaje, że to właśnie joga pomogła jej w powrocie do zdrowia, zaznacza jednak, że każdy przypadek jest inny i wymaga indywidualnego podejścia.
Całą rozmowę z Marią Prokop zobaczycie już w najbliższym odcinku miasta kobiet.