Marcin Meller bardzo chciał się wybrać na koncert Natalii Przybysz. Niestety, nie było już biletów. Dziennikarz TVN zapłacił więc za koncert... w naturze.
Okazało się, że Natalia Przybysz wpisała go na listę bez jego wiedzy. Gdy Meller się o tym dowiedział, obruszył się, bo nie uznaje takich sytuacji. Zawsze płaci za bilety na koncerty. Wtedy wokalistka powiedziała mu, że może zapłacić w naturze.
"Gdy powiedziałam, że jest za późno, bo biletów nie ma, ale już wpisałam go na listę, obruszył się, bo wyznaje zasadę, że płaci za bilety na koncerty znajomych. Ale wtedy poprosiłam, by zamiast pieniędzy, które wydałby na wejściówki, przyniósł mi kiszonki. I przyniósł. Dostałam też suszone irańskie cytryny" - powiedziała we "Wprost".
Co o tym sądzicie?