Tak zmasowanego ataku, nawet lekarzy i polityków, Edyta Górniak (48 l.) nie spodziewała się, gdy przed prawie dwoma tygodniami na swoim Instagramie zorganizowała spotkanie z fanami i opowiedziała dokładnie, co myśli o koronawirusie i pandemii. Sprzeciwiła się noszeniu maseczek i szczepieniom. Niektórzy zarzucili jej, że ma poglądy ze średniowiecza i zaprzecza istnieniu COVID. Dlatego diwa łagodzi i objaśnia swoje słowa.
Zobacz: Lekarz OSTRO o Edycie Górniak. "Powinna być ŚCIGANA przez państwo polskie"
– Jak już się wszyscy wypowiedzieli, to ja też chcę coś powiedzieć. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa – mówi stanowczo Edyta i twierdzi, że wiele jej słów zostało źle odczytanych.
– Słowo zostało zmanipulowane w dość brutalny sposób, więc opinie, które się opierają o te słowa, są nieuzasadnione. Nie powiedziałam, kochani, że ludzie nie chorują. Nie powiedziałam, że nie ma zakażeń. Nie powiedziałam, że szpitale są puste. Powiedziałam coś zupełnie innego – stwierdziła.
Wiele osób zrozumiało wcześniejsze słowa Edyty na opak. Gwiazda co prawda nie wierzy w pandemię i uważa, że stoją za nią amerykańscy miliarderzy, którzy chcą depopulacji ludzkości. Wierzy jednak w samego koronawirusa, a statyści w szpitalach według niej byli podstawieni tylko w niektórych relacjach telewizyjnych.
– Oczywiście, że wirus jest. Mamy na to mnóstwo dowodów na całym świecie. Oczywiście, że ludzie chorują. Oczywiście, że, niestety, masowo umierają – uściśliła swoje poglądy.
Czy teraz hejt na nią będzie mniejszy?