Edyta Górniak WYZNAJE: Allanek umierał na moich oczach

2016-12-20 6:00

Edyta Górniak (44 l.) przeżyła największy dramat w swoim życiu. Przez długie godziny patrzyła, jak jej jedyny syn walczy o życie po rozlaniu się wyrostka i zakażeniu całego organizmu. Sytuacja była kryzysowa, a Edyta musiała dopuścić do siebie myśl, że Allan (12 l.) może umrzeć. - Człowiek nigdy nie jest gotowy na rozstanie, jak jest tak mocno z kimś związany rodzinnie - mówi Edyta w szczerej rozmowie z "Super Expressem".

W październiku Edycie Górniak nagle zawalił się świat. Jej ukochany syn trafił do szpitala. Okazało się, że pękł mu wyrostek, a to doprowadziło do zakażenia organizmu. Edyta odchodziła od zmysłów, dusiła się płaczem. Przez tydzień leżała obok szpitalnego łóżka syna. Dopiero dziś, gdy Allan wyzdrowiał, była w stanie opowiedzieć o swoim dramacie w szczerym wywiadzie udzielonym "Super Expressowi".

- Te ostatnie wydarzenia... Ten moment tego zawieszenia w przestrzeni nierzeczywistej, bo nie mam na to innych słów. To był tak przerażający poziom strachu i stresu - opowiada nam gwiazda i zdradza, że w krytycznym momencie przed jej oczami przeleciało całe życie syna. - Ten moment lęku, który się utrzymywał przez wiele, wiele godzin tego tygodnia, kiedy mieszkałam w szpitalu, był też momentem celebrowania wszystkich momentów związanych z Allanem: od narodzin, przez karmienie, jego pierwsze słowa, pierwsze przytulania, dorastanie, to jak zaczął wyrażać swoje zdanie, ten niesamowity etap rozwoju, którego byłam świadkiem - wspomina Edyta.

Gdy Allan walczył o życie, Edyta, choć nie godziła się na to, musiała dopuścić do siebie myśl, że syn może tę walkę przegrać.

- Te nasze dzieci tak do końca nie są nasze. To są dzieci Boga. To On decyduje, czy nam podaruje takie cudne dusze, czy nie. Człowiek nigdy nie jest gotowy na rozstanie, jak jest tak mocno z kimś związany rodzinnie - powiedziała nam.

Gdy dopytaliśmy, czy sytuacja była rzeczywiście aż tak poważna, że mówimy o tym, że Allan mógł umrzeć, Edyta potwierdziła.

- Tak. Ponieważ oni reanimowali moje dziecko, którego organizm w całości został zatruty tym pękniętym wyrostkiem - wyznała nam ze łzami w oczach. - To jest nastolatek, a podawali mu morfinę. To było naprawdę straszne. Jego stan się nie poprawiał. Widziałam, że cały czas zmieniali kroplówki. Co godzinę pobierali mu krew, by sprawdzić, czy pojawiły się krwinki prawidłowo, czy to zakażenie organizmu ustępuje. Bo gdyby to był tylko wyrostek, to wyszlibyśmy ze szpitala w 48 godzin. Ale jego stan się nie poprawiał i widziałam to zakłopotanie lekarzy, jak się konsultują i nie wiedzą, jak mogą jeszcze pomóc. Allan nie odzyskiwał świadomości i to było naprawdę potworne - wspomina wciąż poruszona Edyta.

Na szczęście po tygodniu walki Allan zaczął zdrowieć.

- Teraz mogę o tym mówić, bo już jest dobrze. Wrócił nie tylko do szkoły, ale też do zajęć sportowych. Wszystko się ładnie zabliźniło - mówi z ulgą Górniak.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają