Edyta Olszówka jest gwiazdą nowego filmu „Miłość jak miód”. Jest to komedia o dojrzałej przyjaźni i miłości, która przychodzi niespodziewanie i nie patrzy na metrykę. Grana przez nią Agata to wzięta architektka wnętrz mieszkająca w domu z widokiem na Giewont. Nie je mięsa, żyje zgodnie ze swoim zegarem biologicznym, w wolnych chwilach ćwiczy jogę i medytuje. Wydaje jej się, że jest doskonale poukładana i zorganizowana, a tak naprawdę jest wewnętrznie roztrzęsiona.
Gwiazda udzieliła wywiadu w związku z promocją filmu i nawiązała do swoich osobistych doświadczeń. - W każdym wieku możemy robić to, co chcemy. Nie jest tak, że po przekroczeniu pewnej granicy czegoś nie wypada czy nie przystoi. Nigdy nie jest na nic ani za wcześnie, ani za późno. Denerwuje mnie to, że próbuje się nam coś narzucać, wstawiać nas w jakieś ramy. Mnie w ogóle nie interesuje wpasowywanie się w schematy stworzone przez społeczeństwo, rządy czy Kościół. Przecież miłość, seks i pożądanie nie kończą się wraz z czterdziestymi urodzinami. Odpowiada mi to, że młodzi nazywają mnie singielką. Gdy stare dziady mówią mi, że jestem starą panną, chce mi się śmiać. Nigdy bym się z nimi nie zamieniła. Nie chciałabym żyć tak, jak oni – siedzieć przed telewizorem, oglądać 689. odcinek serialu i jeść z nudy herbatniki. Naprawdę na pewne rzeczy można mieć wywalone. Warto kochać, żyć i starać się być w miarę dobrym człowiekiem, dbając przy tym o swoje granice. I mimo że mój wątek nie jest najszczęśliwszy, chciałabym, żeby takie przesłanie płynęło z tego filmu – mówi Edyta Olszówka.
Zgadzacie się z nią?
Polecany artykuł: