- Kończy się dzień. 26.04.2018. Najdłuższy w moim życiu. Dzień, który zaczął się o świcie pod brzozą w alei K2. Ci, co wiedzą, to wiedzą. Po ośmiu latach czas zatoczył koło. Trumna wróciła na powierzchnię. Upiorny przymus, wobec którego byłam bezsilna. Koszmar opowiedzenia o tym Dziecku tak, żeby spróbowało udźwignąć i po to, żeby nie dowiedziało się od kogoś obcego.. Strach w Jego oczach. Nie znajduję słów, żeby opisać to, co się stało. Co się stało w imię decyzji, której okrucieństwa nie rozumiem. Może kiedyś będę umieć to nazwać. Opisać. Dziś nie. Proszę o uszanowanie tego miejsca i tego czasu - napisała na swoim profilu instagramowym Joanna Racewicz.
W połowie kwietnia Joanna Racewicz udzieliła wywiadu "Newsweekowi". Powiedziała, że nie widzi żadnego sensu, aby fundować jej i synowi ponowny pogrzeb. Przyznała także, że osiem lat temu poleciała do Moskwy, by wszystkiego osobiście dopilnować. - Ubrałam, zapięłam spinkami mankiety do koszuli. Jeśli ktokolwiek myśli, że w trumnie kapitana Pawła Janeczka jest czyjaś ręka, noga czy niedopałek papierosa, to się myli. Byłam z Pawłem do samego końca, do zalutowania metalowego wieka i zabicia gwoździami drewnianej skrzyni.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Joanna Racewicz we wzruszającym wspomnieniu męża: Praca była pasją, rodzina - siłą