John Lennon powiedział o nim: ”przed Elvisem nie było nic”. Twórczość Elvisa Presleya rzeczywiście przyniosła prawdziwą rewolucją w historii muzyki rozrywkowej, ale pod koniec życia jego gwiazda znacznie przygasła. Być może Presley odszedłby z czasem w zapomnienie, gdyby nie nagła śmierć, która na nowo wskrzesiła jego legendę, choć do dziś stanowi pożywkę dla wielu teorii spiskowych.
Chłopak z Memphis
Świat nigdy by o nim nie usłyszał, gdyby nie przypadek. Gdy nastoletni Elvis przyszedł do radia, by zaśpiewać dla swojej mamy piosenkę „That’s all right”, zachwyceni słuchacze doputywali, kim jest wykonawca. Zwrócił też uwagę producenta muzycznego Sama Phillipsa, który szybko zrobił z niego prawdziwą gwiazdę.
Jego styl przypominał bluesowe brzmienia afroamerykańskich muzyków, których mekką wówczas było rodzinne miasto Presleya – Memphis, a muzyka - energetyczna i przebojowa – była zupełnie inna od tego, do czego Amerykanie byli dotąd przyzwyczajeni. W wieku 19 lat Elvis nagrał pierwszą płytę i stał się idolem młodzieży na przełomie lat 50. i 60., a cała Ameryka tańczyła do takich piosenek jak ”Jailhouse Rock”, "Can't Help Falling In Love" czy „Love me tender”. Ta ostatnia była także tytułem jego debiutanckiego filmu, który otworzył mu 1956 r. drzwi do kariery w Hollywood.
Początek końca
Z czasem zainteresowanie jego twórczością zaczęło słabnąć, szczególnie w połowie lat 60. coraz większą furorę zaczęły robić zespoły rockowe, z The Beatles na czele. Elvis zaczął mieć coraz większe problemy z używkami i niekontrolowaną agresją, nawet z użyciem broni, do których doszły także problemy zdrowotne.
Dodatkowym ciosem stał się też rozwód żoną Priscillą - miłością jego życia. Nie przestawał jednak koncertować. Mówił: „Chcę zabawiać ludzi. To całe moje życie. Do mojego ostatniego tchu.”W 1977 r., na dzień przed wyruszeniem w kolejną trasę, jego dziewczyna Ginger Alden znalazła go martwego w łazience.
Wiecznie żywy
Nagła śmierć w wieku zaledwie 42 lat wstrząsnęła światem, a tuż po pogrzebie, który zgromadził setki tysięcy osób, próbowano nawet wykraść jego ciało. Najbliżsi próbowali utrzymać okoliczności śmierci w tajemnicy. Oficjalnie mówi się o zawale, choć niektórzy podejrzewają, że było to samobójstwo. Wielu jednak do dziś wierzy, że Elvis upozorował swoją śmierć, by rozpocząć nowe życie z dala od sławy.
Jedno jest pewne - artysta do dziś zarabia miliony. Już kilka dni po jego śmierci piosenki Presleya trafiły na pierwsze miejsca na listach przebojów na całym świecie. W ubiegłym roku znalazł się na 2. miejscu na liście najlepiej zarabiających nieżyjących artystów. Szasuje się, że już po śmierci jego piosenki przyniosły 40 mln dolarów zysku!
Emisja w TV:
Elvis i dziewczyna z Wiednia
sobota 17.15 TVP Kultura