W latach 60. wyróżniająca się uroda zapewniła jej w rzesze wielbicieli a talent - zarówno do ról dramatycznych, jak i komediowych – uznanie branży filmowej. Z perspektywy czasu wydaje się niezwykle znamienne, że Elżbieta Czyżewska doczekała się wówczas miana „polskiej Marilyn Monroe”, czas bowiem pokazał, że żadnej z dwóch aktorek sukces nie uchronił przed serią życiowych dramatów.
Gwiazda z przypadku
Elżbieta Czyżewska od początku nie miała w życiu łatwo. Dzieciństwo urodzonej w Warszawie tuż przed wybuchem wojny dziewczynki naznaczone było wojną i biedą, zwłaszcza po śmierci ojca. Marząc o lepszym życiu młoda Elżbieta pilnie się jednak uczyła, już w szkole wykazując duży artystyczny talent. Na egzaminach do szkoły teatralnej pojawiła się jednak wyłącznie po to, by dotrzymać towarzystwa ubiegającym się o przyjęcie znajomym. O ironio, jej występ o wiele bardziej przemówił jednak do komisji egzaminacyjnej, ostatecznie więc to jej dane było rozpocząć przygodę z aktorstwem.
Wkrótce, za sprawą kolejnego szczęśliwego trafu, podczas wakacji na Mazurach wypatrzył ją Stanisław Bareja. W ten sposób, jeszcze przed ukończeniem studiów, zadebiutowała u reżysera w „Mężu swojej żony” (1960 r.).
Koniec dobrej passy
Kolejne produkcje, m.in. „Małżeństwo z rozsądku”, „Żona dla Australijczyka” czy „Giuseppe w Warszawie”, szybko ugruntowały jej pozycję ulubienicy widzów.
W życiu prywatnym, co prawda, nie układało jej się tak pomyślnie, małżeństwo z reżyserem Jerzym Skolimowskim szybko się bowiem rozpadło, związek z amerykańskim dziennikarzem Davidem Halberstamem miał to jednak zmienić. Gdy w ciągu jednego dnia Czyżewska otrzymała nagrodę Złotej Maski dla najlepszej aktorki i stanęła na ślubnym kobiercu, wydawało się, że jest wreszcie na najlepszej drodze do szczęścia. Sielanka trwała jednak tylko dwa lata. Artykuł Halberstrama, który ukazała się w amerykańskiej prasie, nie przypadł do gustu Gomułce, mąż aktorki musiał więc natychmiast opuścić Polskę, a i sama Czyżewska z dnia na dzień straciła przychylność władzy. W końcu zapadła decyzja, by spróbować swoich aktorskich sił za oceanem.
Gorzki smak porażki
Początkowa nadzieja szybko musiała ustąpić rozgoryczeniu. Silny słowiański akcent nie dawał Czyżewskiej żadnych szans na ciekawe role w amerykańskim kinie, choć paradoksalnie właśnie z tego względu powierzono jej misję nauczenia polskiego Meryl Streep do roli w „Wyborze Zofii”, za którą Amerykanka dostała Oscara. Nie mogąc się spełniać zawodowo, aktorka coraz częściej tłumiła frustrację, sięgając do kieliszka, kłopoty z alkoholem przełożyły się z kolei na małżeński kryzys, który doprowadził do rozwodu w 1977 r. Od tego momentu zaczęły się też nasilać kłopoty finansowe Czyżewskiej. Nową szansą mogła okazać się dla aktorski zmiana ustroju w Polsce. Wówczas na nowo zaczęły do niej napływać propozycje zawodowe z ojczyzny, duma jednak nie pozwalała jej, by po latach odbudowywać swoją karierę od zera. „Życia nie da się powtórzyć” – tłumaczyła. W 2007 r. spadł na nią kolejny cios – druzgocząca diagnoza. Gdy w 2010 r. przegrała walkę z nowotworem, żegnała ją jedynie garstka najwierniejszych przyjaciół.