Jej piosenki "Windą do nieba" czy "Chodź, pomaluj mój świat" śpiewała cała Polska. Była ozdobą okładek gazet, programów telewizyjnych i radiowych. A wszystkie kobiety chciały wyglądać jak ona. Elżbieta Dmoch i jej zespół 2+1 byli na szczytach popularności. Ale nagle wszystko się skończyło. Wokalistka 20 lat temu zakończyła karierę muzyczną. Gdy nagle w 1992 roku zmarł jej ukochany, choć były mąż Janusz Kruk (46 l.), pogrążyła się w głębokiej depresji. By zapomnieć o przeszłości, odizolować od znajomych, uciekła na wieś, jak najdalej od warszawskiego zgiełku. Ale nawet tam nie odzyskała spokoju ducha.
- Dziesięć lat temu mieszkała pod Warszawą. Tam kupiła kawał pola i dom, ale ludzie ją tam podglądali i dopisywali sobie różne rzeczy, dlatego z tego zrezygnowała - zdradza "Super Expressowi" przyjaciółka gwiazdy. Dmoch wróciła do Warszawy, ale o scenie nie myślała. Nadal chorowała. Dziś jest już innym człowiekiem. Na szczęście wyszła z depresji. - Pani Elżbieta jest zdrowa, dobrze się czuje. 20 lat temu przestała śpiewać i od tamtej pory uważa się za osobę prywatną, nie udziela wywiadów, nawet nie zgodziła się na przyjazd do Opola na odsłonięcie gwiazdy - usłyszeliśmy kilkanaście miesięcy temu od jej przyjaciółki. - Wychodzi z domu, ludzie ją widują. Jest w bardzo dobrym stanie. Wszystko się cofnęło, jest wyleczona - dodała. I rzeczywiście, gdy spotkaliśmy panią Elżbietę na warszawskiej Pradze, wyglądała na prawie zadowoloną. Wystarcza jej życie w skromnym małym mieszkanku. Nie tęskni za estradą...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail