- Czytałam w pana książce, że ogląda pan swoje filmy i nie jest zadowolony. Czy Brunnera zagrałby pan dziś inaczej?
- Oczywiście. Zagrałbym lepiej, bo w tamtych czasach były inne wymogi, poza tym mam większe doświadczenie. Obserwowałem kolegów, trendy światowe, rozwinąłem się i więcej umiem. Nie można pozostać na tym samym poziomie, na jakim było się kilkadziesiąt lat temu.
- Czy chciałby pan dzisiaj zaczynać, mieć 25 lat?
- Kto by nie chciał w moim wieku mieć 25 lat?! Ja bym chętnie zaczął teraz, z większym doświadczeniem, z lepszym efektem.
- Grał pan skrajne role, od uwielbianego Jagiełły w "Krzyżakach" po kanalię Brunnera. I ta ostatnia rola... stała się kultowa. Nie miał pan z jej powodu nieprzyjemności w kraju?
- No nie miałem... Jakoś samochodu nikt mi nie porysował. Miał być łobuz, drań, więc jednoznacznie podszedłem do roli.
- W tym roku obchodził pan okrągłe urodziny, 90 lat. Stanie pan jeszcze na planie filmowym albo na scenie?
- Na scenie już nie. Jeszcze parę lat temu grałem gościnnie w teatrze w Łodzi... W filmie łatwiej zatuszować wiek i niedyspozycje aktora. Niedawno miałem kilka dni zdjęciowych w serialu. Dziękuję, że nie pozwalają mi zapomnieć, że jestem aktorem, że jeszcze mogę coś zagrać...
- W zeszłym roku umarła pańska żona...
- Byliśmy razem 60 lat. Bardzo to przeżyłem, bardzo... Trudno mi do dziś się z tym pogodzić.
- Pana dzieci mieszkają za granicą...
- Córka i syn są za granicą, ale druga córka mieszka ze mną... A co mają młodzi robić w kraju, jak nie mają pracy, warunków? Jeżeli ktoś może wyjechać, powinien to zrobić, tam jest naprawdę lepiej. Oni potrafili sobie urządzić sprawy socjalne, organizacyjne...