- Ja czuję się jak najbardziej spełniona, z tego co wiem mój partner też - żartuje Emilia Krakowska i zapewnia, że odległość tylko podsyca jej uczucia i sprawia, że wciąż są świeże. Sergiusza poznała ponad pół wieku temu, na studiach. - Byliśmy w sobie nieprzytomnie zakochani, ale do ślubu nie doszło. I bardzo dobrze. Bo gdybyśmy się wtedy pobrali, to nie byłoby nam ze sobą dobrze i nasz związek wkrótce po ślubie mógłby zakończyć się rozwodem - opowiada aktorka.
- Pani Emilio, czy taki związek na taką odległość w ogóle ma sens? Czy tak może wyglądać miłość?
- Oczywiście. Przecież miłość niejed no ma imię. Ja w tym związku czuję się jak najbardziej spełniona, z tego co wiem - mój partner też. Odległość tylko podsyca nasze uczucia, które wciąż są świeże. To jak w wierszu Broniewskiego: "To przypływ, miła, to przypływ"... nasze uczucia wciąż przypływają szeroką falą. Tęsknimy za sobą, a potem cieszymy ze spotkania jak dzieci. W naszym przypadku okazało się, że kilometry sprzyjają miłości.
- Ciekawe jest to, że ostatnia pani miłość nie jest wcale nowa. To taka "powtórka z rozrywki", bo znaliście się państwo już dużo wcześniej.
- Znamy się od ponad 50 lat. Poznaliśmy się z Sergiuszem jeszcze na studiach. Ja do Warszawy przyjechałam z Poznania, żeby tu zgłębiać sztukę aktorską, on z Łodzi, żeby studiować architekturę. Byliśmy w sobie nieprzytomnie zakochani, ale do ślubu nie doszło. I bardzo dobrze. Bo gdybyśmy się wtedy pobrali, to nie byłoby nam ze sobą dobrze i nasz związek wkrótce po ślubie mógłby zakończyć się rozwodem.
- Czy to nie jest przypadkiem jakaś dziwna kokieteria z pani strony?
- Ależ skąd. Mieliśmy wówczas całkiem inne preferencje. Dla mnie najważniejsza była sztuka, aktorstwo. W pierwszej kolejności chciałam być - i tak się czułam, aktorką, dopiero potem żoną i matką. U niego było odwrotnie, on chciał mieć przede wszystkim żonę, kobietę, która podporządkuje się jego planom. Czyli emigracji do Brazylii i projektowaniu tam pięknych budowli. Tam też się ożenił, założył rodzinę.
- No i przez całe lata się nie widzieliście...
- Los jednak chciał, żebyśmy znów się zetknęli. Trzy lata temu, kiedy staliśmy się wolni, ponownie nawiązaliśmy kontakt. Mieszkamy daleko, ale widujemy się kilka razy do roku, a zresztą ten kontakt jest bardzo ścisły, bo co dzień rozmawiamy ze sobą przez Internet. To dla Sergiusza nauczyłam się, grubo po "60", obsługiwać komputer, choć jakoś do tej pory nie wydawało mi się to możliwe.
- I ślub nie jest wam potrzebny do szczęścia?
- Ale po co?! Tak jak jest między nami, jest najlepiej. Co dzień dzielimy się ze sobą wrażeniami, mówimy sobie, co robiliśmy, co zamierzamy robić, opowiadamy sobie o przeczytanych książkach, nawet je sobie czytamy. Jesteśmy ze sobą na pewno o wiele bliżej, będąc tak daleko, niż wiele innych par związanych tzw. węzłem małżeńskim. Te wspólne niedzielne obiadki, to trzymanie się za rączki, mówienie do siebie słodkich słówek, to taki banał. To sztampa dobra dla ludzi, którzy nie wiedzą, co ze sobą robić. My cieszymy się tym, co mamy i nigdy się ze sobą nie nudzimy.
- A może dlatego nie chce pani ślubu, że to byłby już piąty...
- Statystyka w tym przypadku akurat nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Było czterech, bo tak wyszło. Zresztą, Beata Tyszkiewicz powiedziała kiedyś, że każda kobieta powinna mieć trzech mężów. Tak więc jestem lepsza od niej, ale to przecież nie o to chodzi. Być może źle lokowałam swoje uczucia.
- Teraz ulokowała pani dobrze?
- Jestem tego pewna. I żadne uroczystości ślubne nie są do tego potrzebne.
Emilia Krakowska
Emilia Krakowska (71 l.), aktorka filmowa, teatralna, estradowa, m.in. była Jagną w "Chłopach", Marysią w "Weselu", Natalią Strońską w "Pierwszej miłości". Jest znana ze swej niesamowitej radości życia, poczucia humoru, kapeluszy i... 4 mężów, o których mówi wyłącznie w samych superlatywach.