Emilian Kamiński: Od Tadeusza Łomnickiego aktorstwa UCZYŁ SIĘ Jack Nicholson

2012-02-22 3:05

Nie było tak wielkiego aktora po wojnie, a on jeździł po Polsce i prosił, by dali mu zagrać! - mówi rozżalony Emilian Kamiński (60 l.). Tylko dla nas znany aktor i dyrektor Teatru Kamienica opowiada o przyjaźni z Tadeuszem Łomnickim (+65 l.) o jego zawiłych losach. Dziś mija 20. rocznica śmierci niezapomnianego pana Michała Wołodyjowskiego.

Kim jest dla mnie Tadeusz Łomnicki? Majstrem, najważniejszym z majstrów. Był moim rektorem, profesorem, nauczycielem od aktorstwa, dyrektorem teatru, w którym pracowałem, wreszcie, jeżeli mogę tak powiedzieć, przyjacielem... Kiedy byłem na trzecim roku PWST, zapytał mnie: "No harcerzu, co z tobą dalej? Czy już wszystko umiesz?". Powiedziałem, że nie i on zaproponował mi pracę. "Jesteś pierwszym aktorem, którego angażuję do nowego Teatru Na Woli" - powiedział.

I choć miałem inne propozycje, przyjąłem ofertę Łomnickiego, bo chciałem się dalej uczyć. Nie wyszło to dobrze... Ten teatr nie dał mi satysfakcji. Nie winię za to Tadeusza Łomnickiego. Krótko był tam dyrektorem. Przyszedł rok 1981 i wywieziono go niemalże na taczce. Ci, którym dał pracę, szansę, załatwił mieszkanie, miejsce w szpitalu, żłobek, przedszkole itp., kopnęli go w...

Za to, że należał do partii. Tak, był marksistą i nigdy z tym się nie krył. Ja byłem z przeciwnego bieguna, a mimo to dał mi szansę, mogliśmy pracować, mogliśmy się przyjaźnić.

Zachorował na serce. Pan Roman Polański (79 l.), przyjaciel Tadeusza, sfinansował mu operację w Londynie. Potem wspaniały "Łom" leżał w szpitalu w Aninie. Kiedy go odwiedzałem, powiedział mi: "Czy ty wiesz, że jest was dwóch, ty i Andrzej Łapicki (88 l.). Jedynie wy mnie tu odwiedzacie".

Nie skarżył się, bo to był dzielny człowiek, ale czułem, że było mu przykro.

Mówił: "Ci, którym tyle pomogłem, na zebraniach na mnie pluli". Był strasznie rozbity i samotny...

Oddał legitymację partyjną, ale nie dlatego, że przyszło nowe i trzeba było pójść zgodnie z wiatrem. Oddając legitymację, powiedział swoim kolegom, partyjnym dygnitarzom: "Nie wolno tak postępować z tą ideą, w którą wierzyliśmy".

Odwrócili się od niego wszyscy. Został sam, on, największy aktor... Tym, którzy mówią o nim źle, nawet go nie znając, mówię... niech rozpędzą się i uderzą głową w najbliższy mebel, a potem niech mówią.

Jack Nicholson (75 l.) przyjeżdżał do Polski specjalnie dla niego, na jego przedstawienia, by obserwować jego grę, by się uczyć.

Nie było tak wielkiego aktora po wojnie, a on jeździł po Polsce i prosił, by dali mu zagrać! W końcu mógł zagrać swojego upragnionego króla Leara w teatrze w Poznaniu... Mówił mi, że umrze na scenie. I prawie tak się stało. Umarł za kulisami, na szczęście w ramionach ukochanej kobiety, żony Marii.

Jerzy Janeczek (68 l.)
Nie lubił aktorów banalnych, ale cenił talent, pracowitość. Dla niego ważne było, by stworzyć w teatrze coś nowego a nie powielić kolejny raz role, sztuki. Pamiętam sztukę „Do piachu”. Oczekującego na wykonanie kary śmierci partyzanta, właściwie strzęp człowieka, grał młody aktor Andrzej Golejewski (60 l.). Do jakiego rozedrgania, oddania się roli Łapicki potrafił go doprowadzić. Ano do takiego, że Golejewski szczekał na scenie. Genialnie zagrał człowieka, którego strach, okoliczności doprowadziły do zezwierzęcenia. Kiedyś mieliśmy próbę, Łomnicki nie był zadowolony. I pokazał poszczególne role, jak grać. Jak żałuję, że wtedy nie było kamer wideo. Miałbym dla siebie najpiękniejszy monodram.

Jerzy Janeczek (68 l.)

 

Nie lubił aktorów banalnych, ale cenił talent, pracowitość. Dla niego ważne było, by stworzyć w teatrze coś nowego a nie powielić kolejny raz role, sztuki. Pamiętam sztukę „Do piachu”. Oczekującego na wykonanie kary śmierci partyzanta, właściwie strzęp człowieka, grał młody aktor Andrzej Golejewski (60 l.). Do jakiego rozedrgania, oddania się roli Łapicki potrafił go doprowadzić. Ano do takiego, że Golejewski szczekał na scenie. Genialnie zagrał człowieka, którego strach, okoliczności doprowadziły do zezwierzęcenia. Kiedyś mieliśmy próbę, Łomnicki nie był zadowolony. I pokazał poszczególne role, jak grać. Jak żałuję, że wtedy nie było kamer wideo. Miałbym dla siebie najpiękniejszy monodram.

Jacek Borkowski (53 l.)

Wyjątkowo cenię jego umiejętności zawodowe na deskach teatralnych, natomiast moje wspomnienia ze szkoły, z zajęć z prof. Łomnickim, nie są miłe. Te zajęcia były katorgą. Nie byłem przez niego lubiany i nie wyniosłem z jego wykładów, tyle, ile powinienem. Może dlatego, że z zasady nie lubił ludzi wyższych od siebie.

Anna Gornostaj (52 l.)

Geniusz aktorski, wspaniały profesor, artystyczne guru. Oddawał się teatrowi. Czasami wchodził na wykłady posępny, wtedy wiedzieliśmy, że taką gra dziś wieczorem w teatrze rolę. Innym razem wchodził z impetem... Potrafił pokazać nam wejścia na 100 różnych sposobów! Potrafił oczarować tłumny, mężczyzn, kobiety. Studenci słuchali zapatrzeni w niego. Swoją ostatnią żonę poznał w szkole teatralnej, była wykładowcą. Zafascynowani patrzyliśmy na tę miłość! Choć była między nimi spora różnica wieku, rozumieliśmy, że takiego człowieka można pokochać. Nigdy nie słyszałam plotek, że był niedobry dla swoich żon. Ostatnią, Marię, widywałam z nim na w bufecie. Pięknie się do siebie odnosili. Miała wypadek samochodowy i wiem, że on wtedy fantastycznie nią się opiekował. To chyba jest dowodem oddania, miłości.

Krzysztof Tyniec (56 l.)

Steve Jobs (+56 l.), współzałożyciel firmy komputerowej Apple, był "katem", ale osiągnął sukces. Myślę, że obu panów można porównać. Tytani pracy, niesamowite talenty, nieznoszące lenistwa. O Tadeuszu Łomnickim mogę mówić tylko dobrze. Wiem, że niektórzy mogą go nie lubić. Wiem dlaczego, bo jako studenci czy aktorzy nie spełniali oczekiwań mistrza. Był szczery, mówił co myśli o człowieku. To dobrze, bo przecież życie nie głaszcze. Miał wielkie poczucie humoru. Kiedyś powiedział: - "Jak ja zazdroszczę tym ludziom, że mogą oglądać mnie na scenie". To był żart, ale byli tacy, którzy myśleli, że on naprawdę tak myśli.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają