Jest rok 2010, 24 grudnia. Aktor sam został w Warszawie, jego żona, także aktorka, Justyna Sieńczyłło (44 l.) pojechała z dziećmi do teściów do Białegostoku. Dyrektor nie mógł... Za oknem prószył śnieg, w większości domów ludzie zasiedli do wigilijnej wieczerzy. Ale w Naszej Warszawie, restauracji przy Teatrze Kamienica w Śródmieściu, jak co roku odbywała się wigilia dla bezdomnych. Stoły suto zastawione, jak nakazuje tradycja jest dwanaście potraw, jest opłatek, jest choinka i jest nakrycie pozostawione dla przybysza.
- Wigilię zaczęliśmy o godz. 17, z pierwszą gwiazdką na niebie. Pięć minut po piątej rozległo się stukanie do oka, a potem wszedł do restauracji mężczyzna w średnim wieku. Zapytał mnie: "Co tutaj się dzieje?". Odpowiedziałem mu, że mamy wigilię. Poprosił, czy może w niej uczestniczyć, usiąść z nami do stołu. "Zapraszam" - rzekłem. Zapytałem, czy jest wędrowcem, a on powiedział, że tak. Zasiadł przy pozostawionym zgodnie z tradycją wolnym talerzyku. Kiedy łamaliśmy się opłatkiem, łamał się z nami.
Jego życzenia były milczące, uściskał nam dłonie. Potem jadł i prawie się nie odzywał. Kiedy śpiewaliśmy kolędy, on dalej milczał - opowiada Kamiński.
I tak minęły dwie godziny. Około godz. 19 przybysz wstał, pożegnał się i wyszedł. - Zapytałem moich bezdomnych przyjaciół: "To wasz kolega?". Ale nikt go nie znał. Oni myśleli, że ja go znam, że przyszedł na moje zaproszenie, ale też widziałem go pierwszy raz na oczy. "Emilian, to był chyba Jezus!" - odpowiedzieli mi na to moi znajomi...
To była ta najniezwyklejsza moja wigilia.
Emilian Kamiński (61 l.)
Aktor znany m.in. z "Szaleństw panny Ewy" i "U Pana Boga za piecem". Obecnie jest dyrektorem warszawskiego Teatru Kamienica