- Grażyna wygra, ale sprawa będzie się ciągnęła 3-4 lata - prognozuje Eryk Stępniewski. Bo przecież najpierw Teatr Narodowy zrobi apelację, potem będzie Sąd Najwyższy. Szkoda, bo to stracony czas - mówi "Super Expressowi".
Englert zwolnił Szapołowską z pracy, gdyż w kwietniu ub.r. nie zjawiła się na spektaklu "Tanga", w którym miała zagrać. W tym czasie wystąpiła w telewizji jako jurorka "Bitwy na głosy". Wcześniej jednak starała się o jednorazowe zwolnienie z pracy. Nie dostała go. Taryfa ulgowa jej nie obowiązywała, mimo że wcześniej zdarzało się, że Englert odwoływał nawet spektakle. Przed sądem przyznała to jedna z pracownic teatru.
- 7 lutego 2010 roku odwołano spektakl "Tango", bo dyrektor Englert musiał lecieć do Stanów - mówiła.
O aktorkę walczył Grzegorz Piekarski z firmy Mstiff Media Polska, która wyprodukowała show "Bitwa na głosy".
Wielokrotnie próbował namówić Englerta na znalezienie rozwiązania:
- Przyszliśmy z asystentką z napoleonkami porozmawiać o kolidujących terminach. Pan Englert nas przywitał: "Zabierzcie tę łapówkę, do niczego mnie nie przekonacie!". Nigdy dotąd nie spotkałem się z tak nieustępliwą postawą. Gdybyśmy wiedzieli, że dojdzie do takiej eskalacji, to nie proponowałbym pani Grażynie udziału w programie - zakończył.