Anna Mucha pojawiła się na meczu POLSKA-GRECJA. Na swoim blogu zdała relację z otwarcia EURO 2012. Celebrytka zachwyciła się stadionem wypełnionym po brzegi, świetną organizacją i pełną kulturą. Co nie podobało się Musze? Zbyt długie kolejki po wodę. Poza tym wszystko ją "bolało": gra, okrzyki i doping.
- Niestety odśpiewanie "ko ko ko, euro spoko" ominęło mnie (staliśmy wtedy w kolejce po wodę). Przyznaję - miałam dreszcze, gdy te 56073 ludzi zaśpiewało hymn. I w zasadzie już mogłam wychodzić, ale coś mnie zatrzymało... I wtedy usłyszałam coś, co było lepsze niż hymn! Usłyszałam - goooooooool! I ta radość! cóż to była za radość! Coś fantastycznego! No i wtedy powinnam była wyjść... Niestety ... Coś mnie znów zatrzymało a później wszystko mnie bolało... Bolało mnie, że zanim jeszcze cokolwiek się wydarzyło stadion (w ramach żartu?) zaśpiewał: "Polacy, nic się nie stało..." (przed bramką), bolała gra, bolały okrzyki - "do roboty!"; "Błaszyczykowski sam meczu nie wygra"; "rusz się"! Bolało, że wyraźnie oklapliśmy (dobrze to napisałam?) ale najbardziej bolał brak dopingu... Na stadionie nie było kibiców, tylko gapie. (Przyznaję, ja byłam jednym z nich, choć starałam się, wierzcie mi - starałam się bardzo!) A jak ktoś chciał popatrzeć jak wygląda doping, czym jest (południowy) temperament i zagrzewanie do boju - to mógł (tęsknym wzrokiem) popatrzeć w stronę kibiców z Grecji... - napisała.
Trzeba przyznać, że Mucha chyba nie zdawała sobie sprawy, gdzie się wybiera. Na stadionie lansowała się w czerwonej, kusej sukience i szpilkach. Na dodatek o piłce wie bardzo niewiele...
- To był pierwszy mecz w moim stadionowym życiu... I choć Żyleta już nie wygląda tak jak wyglądała kiedyś, (nie wiem czy coś w ogóle z niej pozostało) i choć pewnie nigdy nie pójdę na taki "zwykły" mecz (bo się boję) to jednak chciałabym usłyszeć kiedyś Doping w naszym wykonaniu... A bilety powinny być rozlosowywane w pierwszej kolejności pośród Kibiców z wielkim sercem, temperamentem i wiarą, że się uda... - dodała.