Mottem życiowym Ewy Dałkowskiej są słowa jej mistrza prof. Aleksandra Bardiniego: "Biegnij i bądź w locie". Aktorka podkreśla jednak, że trzeba to robić z głową. - Nie chodzi o to, żeby pędzić, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół nas. Przez życie trzeba biec z otwartymi oczami - twierdzi i dodaje, że wiek nie ma żadnego wpływu na jej życiową postawę. - Czy starszy człowiek, tylko z racji wieku, ma mieć mniej szans niż młodszy? Nie! Często ci starsi są bardziej aktywni, bardziej sprawni niż ci młodsi - uważa artystka.
- Nie bała się pani przyjąć roli w najnowszym spektaklu Wrocławskiego Teatru Współczesnego "Hopla, żyjemy"? Gra tu pani starszą, 72-letnią kobietę, która postanawia spędzić resztę życia w domu starców. Takich ról aktorki raczej unikają...
- Nie boję się ryzyka, także ryzyka zaszufladkowania. Ta rola w gruncie rzeczy jest optymistyczna. Kobieta, która już nie widzi zbyt wielu szans w swoim życiu, a już na pewno straciła nadzieję na miłość, nagle spotyka mężczyznę, który niegdyś bardzo ją kochał. I teraz oświadcza jej, że czekał na nią aż 50 lat. To piękne, prawda?
- Ale czy życiowe? W czasach, kiedy wszyscy tak się spieszymy, czekanie 50 lat na miłość wydaje się dziwne.
- Właśnie, pędzimy, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół nas. Trzeba biec z otwartymi oczami. A czy starszy człowiek, tylko z racji wieku, ma mieć mniej szans niż młodszy? Nie! Często ci starsi są bardziej aktywni, bardziej sprawni niż ci młodsi. Już nie mówiąc o tym, że dzięki osiągnięciom medycyny granica między młodością a starością wciąż się przesuwa.
- Pani ma to szczęście, że wciąż otrzymuje ciekawe propozycje zawodowe - gra w teatrach, śpiewa, deklamuje, występuje w kabarecie. Czy jednak optymizm mogą zachować ci, którzy są pozbawieni takich możliwości?
- Wiek naprawdę nie ma tu znaczenia. Jeśli człowiek nastawiony jest na intensywne przeżywanie życia, to w każ-dej sytuacji powinien sobie poradzić. Oczywiście inaczej to wygląda, kiedy zaczynają się choroby, kiedy organizm odmawia posłuszeństwa, ale to przecież nie dotyczy wyłącznie starości.
- Może jednak, przynajmniej w pewnym sensie, jest pani uprzywilejowana przez los. Nie wszystkich, jak panią, pociąga ryzyko..
- Ależ przecież nie chodzi o to, żeby nie bać się ryzyka, bo to istotnie sprawa indywidualna. Chodzi o to, żeby iść do przodu, a przynajmniej starać się tak żyć.
- Starsi ludzie często żyją wspomnieniami. To, pani zdaniem, dobrze czy źle? Nierzadko te wspomnienia czynią ich życie szczęśliwszym...
- Nie mam nic przeciwko wspomnieniom, szczególnie pięknym. To całkiem naturalne, że coś zaczynamy rozpamiętywać. Ale bez przesady, wspomnienia nie mogą zastąpić rzeczywistości. Być może dlatego ja nie znoszę wszelkich podsumowań, jubileuszów, imprez okolicznościowych. A jeszcze co do wspomnień... Moja mama pojechała kiedyś w rodzinne strony, na południe Polski. A tam wszystko się zmieniło. Zobaczyła, co zostało z jej domu i z tej podróży wróciła chora. Ja takich wspomnień wolałabym sobie oszczędzić.
- I nie boi się pani, że tak biegnąc do przodu, ryzykując, może narazić się na niebezpieczeństwo lub rozczarowanie?
- Wszystko jest ryzykiem, a już życie przede wszystkim. Na tym właśnie polega wielka przygoda. A ja czuję, że mam przede sobą jeszcze mnóstwo przestrzeni do wykorzystania.
- Dziękuję za rozmowę.
Ewa Dałkowska
W 1970 roku ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jej powołaniem było jednak aktorstowo. W latach 1972-1974 występowała na scenie Teatru Śląskiego w Katowicach. Od 1974 roku jest związana z warszawskim Teatrem Powszechnym. Widzowie pamiętają ją z filmów "Sprawa Gorgonowej", "Bez znieczulenia" czy "Życie Kamila Kuranta".