Kasprzyk nie może narzekać na nudę. Coraz to gra nowe role. Ostatnio wcieliła się w postać wdowy Lucilli w spektaklu "Klub cmentarny" w warszawskim Teatrze Kwadrat. Na scenie aktorka prezentuje się imponująco.
"Ten, kto powiedział, że życie zaczyna się po trzydziestce, okrutnie się pomylił. Prawdziwa jazda zaczyna się dopiero po pięćdziesiątce!" - głosi slogan reklamujący ten spektakl. I patrząc na formę pani Ewy, trzeba się z tym zgodzić.
Aktorka chwali się figurą, której może jej pozazdrościć niejedna młoda dziewczyna. Na teatralnych deskach podskakiwała i czarowała facetów, jak na kokietkę przystało. Momentami do złudzenia przypominając gwiazdę światowego kina Marilyn Monroe.
Ale taka rola to dla Kasprzyk żaden problem. W końcu niedawno grała w monodramie "Patty Diphusa", za który otrzymała prestiżową nagrodę w Nowym Jorku. A do tej roli trzeba było nieźle się przygotować.
- Jeździłam do Madrytu, obserwowałam nocne życie. Bywałam w różnych klubach z występami transwestytów, pożyczałam od nich słowa, gesty. Musiałam też pokonać w sobie wstyd mówienia o pewnych pikantnych szczegółach z życia gwiazdy porno - mówi nam Kasprzyk.