Od śmierci Krzysztofa Krawczyka minął już prawie miesiąc, a ból po jego stracie jest nie do zniesienia. Ewa Krawczyk cały czas nie może pogodzić się z faktem, że jej ukochany mąż, z którym spędziła prawie 40 lat, odszedł z jej życia na zawsze. Dodatkowo musi mierzyć się ze złymi językami ludzi, którzy robią z niej człowieka bez serca.
– Chciałabym w spokoju przeżywać swoją żałobę. Proszę o chociaż tydzień spokoju – apeluje Ewa Krawczyk.
Bardzo źle znosi medialną burzę, która nastąpiła zaraz po śmierci jej męża.
– Mój mąż w niebie płacze, widząc, co się dzieje. Moje serce jest otwarte dla Krzysia juniora. Kilka dni temu przypadkowo spotkaliśmy się przy grobie Krzysztofa. Rozmawialiśmy życzliwie. Mam nadzieję, że ta rozmowa przerodzi się w coś dobrego. Tego chciałby mój mąż. Teraz czekam na gest i telefon ze strony Krzysztofa juniora. Nie powinien słuchać złych doradców – mówi.
ZOBACZ: Postawią Krawczykowi ławeczkę. Wiemy jak będzie wyglądać
Pustka w sercu
Krzysztof Krawczyk pozostawił po sobie wiele znakomitych utworów, kawał pięknej historii i wspomnień, ale także ogromną pustkę w sercu swojej żony. Pani Ewa została sama w ich domu pod Łodzią, w którym nadal unosi się zapach jej męża, a wszędzie leżą nietknięte rzeczy, które Krzysztof Krawczyk po sobie zostawił.
Mieli plany na starość
Nie tak wyobrażała sobie lata starości. Razem z Krzysztofem mieli wiele planów.
– Krzysztof nie był pogodzony z odejściem. Widziałam to w jego oczach. Znałam go doskonale. Walczył, chciał żyć, bo mieliśmy jeszcze wiele planów – dodała w pierwszym telewizyjnym wywiadzie po śmierci męża. Jakie to były plany? O tym dziś w programie „Alarm!” w TVP 1 o 20.10. Z Ewą Krawczyk rozmawiał Krystian Kuczkowski, jeden z autorów filmu dokumentalnego „Krzysztof Krawczyk –całe moje życie”.