"Mam dość! Patrzę na kolejne zdjęcie przeszczęśliwej, zakochanej Moniki R. i bierze mnie na wymioty..." - czytamy na jej profilu na Facebooku. Projektantka bierze w obronę byłą żonę, która jest ponoć w nie najlepszym stanie psychicznym. "Jak czuje się porzucona kobieta, na którą z każdej okładki leje się szczęście i sielanka byłego partnera? Dramat..." i rozpoczyna piętnowanie Richardson: "Ludzie, kochajcie się dla siebie, z klasą, a nie na potrzeby telenoweli brazylijskiej, bo nikt i tak wam nie uwierzy w ten scenariusz lukrowany, jeżeli w tle płacze inny człowiek... Stare powiedzenie: na cudzym nieszczęściu nikt własnego jeszcze nie zbudował".
Podczas dyskusji zaczyna być jeszcze bardziej dosadna. Padają stwierdzenia: "jak baba zakręci chłopem, to ten rozum traci" oraz "jak suka nie da...".
Oczywiście, że po takich słowach zrobiło się w Internecie bardzo głośno. Wystraszona szumem medialnym projektantka starała się więc wycofać rakiem. Wszak i Monika, i jej ukochany są w branży niezwykle lubianymi i cenionymi osobami. Przeprosiny jednak nie wyszły...
"Nie mam nic do miłości, nawet tej zakazanej..." - zaczęła pani Ewa, ale za chwilę znowu zaczyna szydzić: "Miłość przykrywa często rozum, zdrowy rozsądek itp. i często nie ma na nią rady. Jak stary związek wypalił się i nic z tym nie da się już zrobić, odchodźmy... tylko z klasą, a nie z ostrogami dumnie po duszy tego, kto być może cierpi... Jak miłość ucieka, to przyjaźń choć obrońmy... dla dzieci, dla odbicia porannego w lusterku".
Monika Richardson nie zareagowała na te zaczepki.