"Nie powinnam żyć. Kilka razy otarłam się o śmierć. Miałam wrażenie, że umieram, kiedy po kolei odchodzili moi bliscy. Umierałam, gdy rozpadała się moja rodzina, gdy zawodzili mnie przyjaciele" - takimi słowami Ewa Minge rozpoczyna swoją biografię "Życie to bajka". "Super Express" jako jedyny dotarł do książki przed jej publikacją.
Szkoła strachu w domu
Gdy miała dwadzieścia dwa lata, poznała przystojnego nawigatora, który pływał po morzu. Rok później postanowili się pobrać, a niedługo potem urodzili się ich synowie Oskar i Gaspar. Jednak mężczyzna okazał się okrutnym człowiekiem.
"Kiedy mi się oświadczał, znaliśmy się głównie z listów. W dniu ślubu byłam właściwie dzieckiem. Miałam dwadzieścia trzy lata. Musiało dojść do rozwodu, bo pomylił dom z koszarami wojskowymi. Kontakt z otoczeniem ograniczył do werbalizowania kilku złotych myśli: tak ma być, bo ja tak chcę, nie, bo nie, tak, bo tak" - pisze projektantka. Nie jest tajemnicą, że za drzwiami jej domu dochodziło do przemocy.
Zobacz: Budka Suflera. To już jest prawie koniec?
Odszedł aniołeczek...
W tamtym czasie Ewa zaszła w trzecią ciężę, ale straciła upragnione dziecko. "Mam też anioła macierzyństwa. Dostałam go pod choinkę dawno temu od moich synów, kiedy byli bardzo mali. Nie wiedzieli, że właśnie noszę pod sercem ich siostrę lub brata (...). Podniosłam się i poczułam przeszywający ból brzucha. Zły znak w moim stanie. Wieczorem leżałam skulona na kanapie, z nieprzytomnym wzrokiem wbitym w obraz na ścianie (...) Mój cud odszedł ode mnie. Na ramieniu czułam nadal ciepłą rękę ginekologa i słyszałam jego słowa, że powinnam zatrzymać już projekt mama. Szkoła strachu, jaka panowała w naszym domu pod dyktaturą ojca moich dzieci, nie była najlepszym środowiskiem dla aniołków. Nic dziwnego, że jeden uciekł" - wspomina projektantka. Minge nie wytrzymała. Odeszła od męża, a on zabrał cały jej majątek
Rak i depresja
I gdy Ewa miała nadzieję, że wszystko co złe ma już za sobą, jej mama Wiesława zachorowała na raka. Do tego Minge musiała stawiać czoła internetowym zawistnikom, którzy nie pozostawiali na niej suchej nitki. To wszystko doprowadziło ją do załamania nerwowego. Omal nie popełniła samobójstwa.
- W mojej książce piszę m.in. o tym, jak się wywracam, jak wstaję, ile razy było mi źle i dlaczego było mi źle. Naprawdę można być w czarnym, ciemnym kącie, siedzieć pod stołem za szafą, być schowanym, mieć deprechę, nie chcieć żyć i złapać się linki. Po śmierci mamy cierpiałam na depresję dwa lata. Gdy odeszła, zdałam sobie sprawę, że jestem kompletnie sama. Miałam świadomość tego, że nikt nigdy nie pomoże moim synom, którzy wtedy byli stosunkowo nieletni, że gdy mnie zabraknie, oni np. trafią do domu dziecka. Pomyślałam sobie jednak, że nie mogę się poddać. Dla nich się pozbierałam i na nowo zaczęłam żyć - wspomina w rozmowie z nami słynna dziś projektantka mody.