Reżyserzy za nią przepadali. Mówi z charakterystyczną chrypką, z jej powodu miała kompleksy. Doskonałe aktorstwo pokazała w filmach swojego pierwszego męża, reżysera Janusza Kondratiuka. Uważał, że piękność łatwo zagrać, gdy się nią jest. Zawsze więc zaburzał jej urodę, dodając np. okulary lub srebrne zęby. Od ponad 30 lat w związku z drugim mężem, Zbigniewem, z zawodu inżynierem. Nie mają dzieci, za to liczne psy. Aktorka lubi kicz, np. ogrodowe krasnale. Próbowała sił w biznesie. Ale okazało się, że jak sama twierdzi, jest marna w robieniu pieniędzy.
- Mężczyźni za panią szaleli, ponoć nawet dochodziło do bójek z pani powodu. I nadal przyciąga pani ich spojrzenia i lubi się otaczać panami, zwłaszcza młodymi.
- Tak, lubię mężczyzn. Są tak różni psychicznie od kobiet, myślą inaczej i nie jest z nimi nudno. Choć zasadniczo są dużymi chłopcami. A kiedy otaczam się młodymi, to czuję się młodsza. Bo, jakby na to nie patrzeć, czuję się nadal kobietą atrakcyjną, ale wchodzę już w czas zmierzchania.
- Jest pani chyba jedną z nielicznych aktorek, które się nie odmładzają zabiegami medycyny estetycznej czy chirurgii plastycznej. Nie przeraża pani upływ czasu?
- Rzecz jasna, nie chcę, żeby mówiono o mnie w czasie przeszłym. I zdarza mi się stanąć przed lustrem i dziwić się, że ja to wciąż ja. Ale nie mam zamiaru "nabąbiać się" różnymi preparatami, żeby się odmłodzić. Mam świadomość, że byłam piękną kobietą, ale teraz wyglądam, jak wyglądam. I już. Przecież nie można całe życie być piękną wiolonczelistką z wideoclipu Skaldów. No i nie muszę się obawiać, że te silikony gdzieś tam wstrzyknięte będą mi nieoczekiwanie trzaskać.
- Zaakceptowała pani bez zastrzeżeń swoje ciało w "nowej" odsłonie?
- Nie od razu. Najpierw się nawet buntowałam, użalałam nad sobą. A przed każdym wyjściem z domu nakładałam na twarz "tapetę" z kosmetyków, żeby lepiej wyglądać. Ale na szczęście szybko mi to minęło. I tak sobie mówię, że chociaż zmarszczek przybyło, to wzrok nieco słabszy, więc już ich nie dostrzegam.
- Zawsze była pani niezwykle energetyczną osobą. I wciąż panią energia rozpiera. Czy jednak z racji wieku musiała pani z czegoś zrezygnować?
- W pewnym wieku należy zwolnić, niech już ktoś inny prowadzi ten samochód, więc i ja nieco zwolniłam. A co do rezygnacji z pewnych rzeczy... Cóż, o tym mówić nie będę. W każdym razie za młodością nie tęsknię i nadal wielu rzeczy mi się chce.
- Na scenie czy na planie filmowym, gdzie pani niezmiennie się pojawia, występuje pani w otoczeniu osób młodych. Taka młoda krew dodaje energii?
ach", "Sąsiadach" i "Lokatorach".
- Oczywiście! Takie kontakty odmładzają. Ale już nie szaleję tak, jak ileś lat temu to robiłam. Z szaleństwami już skończyłam. No, chyba że występuję na scenie, wtedy sobie na nie pozwalam.
- Choć lubi pani mężczyzn, to z tym jednym, jedynym, inżynierem i pasjonatem starych samochodów, jest pani od ponad 30 lat... To sukces! Zwłaszcza gdy się widzi, co się wyprawia w naszym show-biznesie...
- Burze się w naszym związku zdarzały, to normalne. Bywało, że hormony szalały. Ale trzeba uszanować kogoś, kto jest obok z ręką wyciągniętą do pomocy, na kogo zawsze można liczyć. To tak jak ze starą sukienką - może jest już niemodna, ale wciąż dobrze leży i się ją lubi.
- Pani znajomi mówią, że zaraża pani pozytywną energią już od pierwszego wejrzenia. Tak hojnie rozdaje pani tę energię wszystkim, bez wyjątku?
- Nie zastanawiam się na tym. Choć, jakby tak pomyśleć, to raczej ja jestem wampirem energetycznym, bo karmię się energią młodych... Z drugiej strony, potrafię nieznajomej osobie powiedzieć: "jakie pani ma piękne buty" czy pochwalić jej wygląd. I to do mnie wraca. Mnie też ludzie mówią miłe rzeczy. A najbardziej cieszy, kiedy słyszę, że wyglądam tak naturalnie. Bo o to właśnie mi chodzi.
Ewa Szykulska
Warszawianka i zodiakalna Panna (ur. w 1949 r.), absolwentka Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Zadebiutowała w marcu 1973 r. w Teatrze Studio w Warszawie, w sztuce w reżyserii Józefa Szajny. Występowała również w warszawskich teatrach: Teatrze na Woli, Teatrze Rozmaitości, Stara Prochownia, Teatrze Ochoty, a także we Wrocławiu, w Teatrze Współczesnym. Zagrała w ponad 80 filmach fabularnych, m.in. w "Człowieku z M 3", "Vabank I" i "Vabank II", a także w serialach, np. w "Karierze Nikodema Dyzmy", "Samochodziku i templariusz