- Trzy dekady temu zdobyła pani koronę Miss Polonia, a niedługo potem także tytułem III wicemiss w konkursie Miss World. Dziś, gdy zasiada pani w jury na Festiwalu Piękna, wracają do pani te wspomnienia?
- Oczywiście! Za każdym razem, gdy przyglądam się konkursom piękności, budzi się we mnie sentyment. Co ciekawe, choć konkurs, w którym brałam udział był się dawno temu, i zdążyłam już od tego czasu zrobić wiele innych rzeczy – mam własny program kulinarny, otworzyłam restaurację i ciągle jestem obecna w przestrzeni medialnej – to wciąż wiele osób utożsamia mnie właśnie z tytułem Miss Polonia. Nawet niedawno, gdy pod Poznaniem byłam jurorką w konkursie kulinarnym Wielkopolski Kucharz Roku, sporo gości wieńczącej go gali przypominało mi, że to właśnie w tym mieście zdobyłam przed laty koronę. Okazuje się więc, że tytuł Miss jest tak naprawdę dożywotni.
- Młodej dziewczynie zdobycie tytułu najpiękniejszej Polki i jednej z najpiękniejszych kobiet świata może zawrócić w głowie, pani to jednak nie dotknęło. Co pani w tym pomogło?
- Sama nie wiem (śmiech)! Pewnie zawdzięczam to wychowaniu, które wyniosłam z domu. Wkraczając do show biznesu jako Miss Polonia, trzymałam się zasad, które wpoili mi rodzice. Od dziecka uczyli mnie, jak ważna jest rzetelność, uczciwość, pracowitość, szacunek do ludzi, zwracali uwagę, że bez względu na postawę innych, ja mam pozostać fair. Nauczyli mnie też samodzielności. Poza tym początek lat 90. to był w Polsce szczególny czas. Dopiero co obaliliśmy komunizm, gospodarka zaczyna się budzić do życia, przybywało wiele nowych firm. Ja też wtedy postanowiłam zostać swoją własną firmą. Dlatego w 1993 r., od razu po zakończeniu panowania jako Miss Polski, założyłam działalność, która zresztą funkcjonuje do dziś.
- Nie było więc zachłyśnięcia się sukcesem i koroną...
- To nie znaczy, że nie było wielkich emocji. Wtedy nie było jeszcze internetu, komórek, social mediów, a w telewizji były raptem dwa kanały. Takie konkursy sprawiały, że ulice się wyludniały na czas transmisji, a ludzie się bardzo emocjonowali tym, kto wygra i kto będzie nas reprezentował na świecie. Ta nagła popularność robiła wrażenie. Do Poznania jechałam jako anonimowa osoba, a gdy wracałam z konkursu, wszyscy wiedzieli kim jestem. To, co się wówczas działo, było dla mnie zupełną nowością, ale też mam wrażenie, że w tamtym czasie popularność odczuwało się trochę inaczej. Ponieważ nie było internetu, nie było też hejtu, który ludzie dziś mogą bezkarnie – bo anonimowo – wylewać w sieci. Było za to o wiele więcej życzliwości. To było coś pięknego, wprost bajkowego. Korona dała mi wielką sympatię ze strony ludzi, ona mnie budowała tak naprawdę przez całe życie. To oczywiście bardzo zmieniło moją codzienność, ale też otworzyło wiele drzwi.
- Był jednak i czas, co nie raz pani przyznawała, że tytuł Miss panią uwierał. Z czego to wynikało?
- To było, gdy zdecydowałam się zostać sekretarzem prasowym premiera. Okazało się, że obsadzenie na takim stanowisku dziewczyny, do tego Miss, i to pochodzącej ze wsi, nie wszystkim się spodobało. Ze strony zwykłych ludzi spotkałam się co prawda z dobrym przyjęciem, natomiast w środowisku dziennikarskim wzbudziło to spore obiekcje. Postanowiłam jednak, że dołożę starań, żeby zapracować też na wzajemny szacunek w kontaktach z nimi i przyznam, że w życiu się tyle nie uczyłam, co wtedy! Co jednak ciekawe, ten tytuł Miss przeszkadzał tylko w Polsce, bo za granicą z kolei, gdzie ukazało się sporo artykułów na ten temat, ale też wywiadów ze mną, bardzo chwalono, że mamy młodego premiera, młodą demokrację, nowy rząd i znalazło się w nim miejsce także dla takiej dziewczyny.
- Jakie cechy kandydatek bierze pani pod uwagę jako jurorka podczas Festiwalu Piękna?
- Przede wszystkim nie ograniczam się do tego, co zewnętrzne. To tak naprawdę w dużej mierze kwestia gustu, bo jeden woli blondynki, a drugi brunetki. Jest też jednak jeszcze coś takiego jak aura, którą się roztacza, pewien czar, coś, co powoduje, że człowiek się na chwilę zastanowi. Dlatego biorę również pod uwagę sposób bycia dziewczyny, to ja się zachowuje, jakie ma wartości, ale też, jak się wysławia, bo przecież zwyciężczyni później musi też umieć odnaleźć się na konkursach międzynarodowych.
- Niedawno Miss Niemiec została 39-latka, a Miss Buenos Aires 60-letnia prawniczka. Czy to znaczy, że nasze postrzeganie konkursów piękności zaczyna się zmieniać?
- Na pewno widzę zmiany, choćby po dziewczynach, które przychodzą dzisiaj na konkursy przygotowane, o wiele bardziej świadome swojej wartości. Często studiują wymagające kierunki, jak informatyka czy prawo. Do konkursu zgłaszają się bardziej dla frajdy, satysfakcji albo, żeby się sprawdzić. A jeśli chodzi o samą definicję piękna, to uważam, że liczy się nie tylko nasz wygląd, ale też sposób, w jaki się prezentujemy. Czasem ktoś ma w sobie taki urok osobisty, w taki sposób się porusza czy mówi, że jest piękny ponad wygląd. Piękno jest w tym, co harmonijne, proporcjonalne, ale też połączone jest z tym, czym emanuje nasze serce.
Emisja w TV:
Miss Polski 2024, pt., godz. 20.00 w Polsacie