Ewa Wiśniewska: Nie chcę być jedynie dodatkiem dla mężczyzny
Ewa Wiśniewska (82 l.), wielka gwiazda kina i teatru, wyznała „Super Expressowi” między innymi, że nie chce być jedynie dodatkiem do mężczyzny i wciąż czeka na nową, pełnokrwistą rolę. Oceniła też "koleżanki" z branży, które przesadzają z medycyną estetyczną i te, które dla sławy pokazują za wiele...
Aleksandra Pajewska-Klucznik: Na poprzednim festiwalu Tofifest bardzo duże wrażenie na mnie zrobił film „Twoje stare”, nie wiem, czy pani go widziała? To jest krótka forma z Dorotą Stalińską i Dorotą Pomykałą. Grają parę kobiet, które w jesieni życia odnajdują miłość do siebie wzajemnie. Chciałabym zapytać Panią, jak się Pani zapatruje na takie zjawisko "age-izmu" w kinie? Dużo aktorek mówi, że ciężko jest o rolę dla dojrzałych kobiet, które są ciekawe i są wyzwaniem...
- Wszędzie na świecie tak jest. To nie jest tylko u nas. Nawet wspaniała artystka – pani Meryl Streep żaliła się ostatnio na ten temat. I to jest duży problem. Nie wiem, czy to jest błąd jakiś scenariuszowy, który się odbywa? Może zbyt młodzi ludzie piszą scenariusze, nie rozumiejący problemu ubiegającego czasu i nie potrafią sprostać temu tematowi. I dlatego po prostu dzieje się tak, że albo źle pisane są role, i wtedy człowiek się godzi, albo nie godzi je zagrać – ja bym się nie zgodziła, gdyby nie była pogłębioną wersją czegoś. Inaczej to nonsens. Także to jest permanentne na całym świecie. Widziałam kiedyś – niedawno stosunkowo, ale już jakiś czas temu nakręcony film, gdzie zagrała przepiękna kiedyś Claudia Cardinale, jakąś starowinkę, siwą, w kapciach, która przez połowę Włoch przejeżdża ze swoją córką i wnuczką samochodem. Świetny film, z tym że dowodzi to też tego, że na nią samą też pomysłu nie było.
Mnie brakuje takiego kina, bo każdy z nas przechodzi każdy etap życia, i byłoby ciekawe zobaczyć tę historię, która wszystkich nas przecież czeka.
- Oczywiście, ale to musiałoby być dobrze napisane. Musiałoby mieć jakieś wyobrażalne dialogi, które do czegoś prowadzą, które zawierają jakieś jądro sprawy, a nie tylko pobieżne deklamacje na temat upływu czasu.
Czyli rozumiem, że Pani dostaje scenariusze, tylko te role po prostu są nieciekawe?
- Tak.
Mam nadzieję, że zachęcimy może publikacją do odwagi. Rozumiem, że jeżeli pojawiłoby się coś ciekawego, to absolutnie byłaby pani zainteresowana?
-Tak! Kinga Dębska robiła serial, gdzie zagrałam przełożoną szpitala klinicznego. Bardzo ciekawa postać, bardzo ciekawa, proszę bardzo. Ona nie jest główna, ona jest jedną z, ale była ciekawa.
Jest pogłębiona, a nie tylko czyjąś mamą, babcią...
- Tak. Albo ewentualnie dodatkiem do jakiegoś mężczyzny. To mnie nie interesuje.
Jest trochę filmów o dojrzałych, ale tylko mężczyznach. Ja widzę Michaela Douglasa, widzę De Niro – cały czas grają. A kobiety albo partnerkę, albo byłą partnerkę…
- Albo Robert Redford, który wygląda jak własny pradziadek już w tej chwili (śmiech).
Ale coś dostaje, prawda? A dla kobiet jest trudniej. Jak Pani myśli, dla czego tak jest? Czy to jest z patriarchatem związane?
- Nie, to jest związane z niechęcią do posiadania wiedzy na temat duszy kobiety, duszy człowieka. Widocznie mężczyźni rozumieją bardziej duszę mężczyzn.
Może jest prostsza do zrozumienia po prostu...
- No może…
Ewa Wiśniewska o operacjach plastycznych
Część aktorek próbuje zaradzić jakoś temu, zatrzymać ten czas poprzez zabiegi, operacje…
- No więc ja akurat jestem przeciwna. Dlatego, że uważam że to jest bez sensu. To jest walka z wiatrakami. To jest bez sensu. Już pomijając, że światło wyświetliłoby na mojej twarzy to, gdybym sobie nadmuchała coś gdzieś.
Niektóre przez to tracą cały talent. Tak jak Nicole Kidman, która była niezwykłą aktorką, a została tak wyprasowana, że zero emocji jest na twarzy.
- O Boże! Zero emocji, zero. I ona jeszcze boi się jakąś mimikę uruchomić.
Ewa Wiśniewska o kupczeniu życiem prywatnym
Przygotowując się do rozmowy bardzo wiele artykułów, które o pani znalazłam, traktowało o Pani burzliwym życiu miłosnym i tym, że była Pani "łamaczką serc". Skojarzyło mi się to z tym, że jakby to się działo w obecnych czasach, kiedy mamy tyle portali… to nie schodziłaby pani z czołówek.
- Nie! Dlatego, że nie udzielałabym się w ogóle. Rozstając się z różnymi moimi partnerami życiowymi i mężami, nigdy w życiu tego nie przekazywałam żadnej wiedzy publicznej. To było z resztą na przykład z Krzyśkiem Kowalewskim - ustaliliśmy że nikt nic nie powie na żaden temat. Żadne z nas.
Czyli rozumiem, że nie szanuje pani tego, że aktorki w ten sposób próbują…
- Ja Pani powiem: to jest jeszcze walka o istnienie, dla tego że jeżeli nie może inaczej zawodowo, to przynajmniej opowiada o tym, że za chwile będzie miała dziecko, albo że właśnie je straciła, albo że ma brzuch, albo że już właśnie... To jest takie robienie wokół siebie zamieszania nie na temat zawodowy. A mnie interesuje zawód aktora, a nie korzystanie z tego, że mogę być popularna.
No tak. Przeczytałam też, że 3 razy Pani dała kosza reżyserowi, bo nie chciała, żeby ktoś pomyślał, że próbuje Pani dojść do kariery czy zdobyć jakąś rolę. Wiem, że to też się zdarza i zdarzało i pewnie będzie zdarzać wśród aktorek, ale rozumiem że ta historia jest prawdziwa i że faktycznie pani wolała uniknąć tego…
- Tak
Czy w młodym pokoleniu aktorek dostrzega Pani kogoś, na kim warto zawiesić oko?
- Wiele, wiele… ale te osoby widać przecież, Maja Ostaszewska jest, istnieje, jest świetną aktorką, Kinga Preis jest… Także przez talent przemawiając one istnieją, one nie znikają. Prawdziwy talent się obroni.
To jeszcze zapytam na sam koniec, nawiązując do początku rozmowy: Mówi Pani, że ciekawie napisaną rolę by absolutnie, chętnie zagrała. A czy ma Pani jakąś jeszcze rolę, marzenie, którego się nie udało spełnić?
- Tak, były, ale to wszystko dotyczyło teatru, a nie filmu. Kiedyś… bardzo chciałam zagrać Blanche z „Tramwaju zwanego pożądaniem”. Bardzo, bardzo dawno. Kiedyś w telewizorze pokazano „Tramwaj zwany pożądaniem” z Marlonem Brando i Vivien Leigh. I powiedziałam: o, to jest pułap możliwości. Już wyżej przeskoczyć się nie da. To jest maximum tego, co można było w tej roli uzyskać. To było coś fantastycznego. Abstrahując od tego, że Vivien Leigh była schizofreniczką, i może jakoś podwójnie rozumiała to wszystko co się działo, ale to było fantastyczne.