"Nie opuszczaj mnie" to opowieść o krzyżujących się losach dwojga młodych ludzi, mających podobne problemy w przedstawionych momentach ich życia. To także opowieść o miłości, poszukiwaniu jej i pragnieniu bliskości, o strachu przed samotnością. Bohaterowie filmu nie potrafią odnaleźć uczucia, targają nimi tylko emocje, które wybuchają w nieodpowiednich momentach.
Walka o życie
Film "Nie opuszczaj mnie" przywodzi na myśl "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej. Jednak z widocznym przeciwieństwem - bez krzty humoru. Ta sama sceneria - szpital, z niebieskimi przerażającymi światłami sal i przygaszonymi szarymi światłami obskurnych korytarzy. W tym filmie również oglądamy zmagania córki z chorobą matki, której zostało tylko kilka tygodni życia.
Główna bohaterka, Joanna Rolska, (grana przez Agnieszkę Grochowską) zmaga się także z własną bezsilnością wobec choroby matki i pustką wypełniającą jej życie. W chwili, kiedy matka odchodzi na zawsze, Joanna załamuje się, a jej paniczny strach i bezradność mieszają się prawie z obłędem.
Drugim bohaterem jest młody mnich Łukasz, były sportowiec, którego los też pcha do szpitala (gra go Wojciech Zieliński). Znajduje się tam w roli spowiednika ciężko chorych ludzi oraz opiekuna z przypadku, dla swojego dawnego trenera - Jowisza (Daniel Olbrychski).
Drogi Joanny i Łukasza łączą się i rozchodzą, potem znów się łączą i znów rozchodzą... Bohaterowie nieumiejętnie walczą o miłość. Łukasz nie może odnaleźć Joanny, a kiedy już to się staje - strach przed zmianami na nowo ich rozdziela. Joanna jest zagubiona i nie potrafi się otrząsnąć po stracie matki - Agnieszka Grochowska bardzo dobrze wypadła w tej roli.
Dwie historie
Oglądając film, ma się wrażenie, że składa się z dwóch części - pierwszej, spójnej, opowiadającej wspólne losy bohaterów gdzie tłem jest głównie szpital, i drugiej - dziwnie porozrywanej, chaotycznej i pociętej na kawałki, w której pojawiają się ni stąd ni zowąd kolejni nieznani wcześniej bohaterowie... Autorka odważnie przechodzi ze spójnej narracji do nieco psychodelicznego obrazu.
Film pokazuje w bardzo złym świetle służbę zdrowia - jako wyrocznię zła, otepiałą i nieczułą na ludzkie nieszczęście. Nie chce się wierzyć, że tak jest w rzeczywistości. Przerysowane sceny i ironiczne pretensjonalne dialogi to niepotrzebne oraz zbyt dobitne przedstawienie tej instytucji, a właściwie ludzi tam pracujących. Wszystko to wygląda sztucznie. Dochodzą do tego ohydne i przygnębiające obrazy.
Dwie sceny erotyczne potęgują wrażenie brudnego filmu. Są albo źle przeprowadzone, albo niepotrzebne. A na pewno jedna z nich - mająca miejsce w domu publicznym. Wywołuje lekki uśmiech na twarzach widzów i wzbudza raczej litość, niż złość czy uczucie jakie (w zamyśle autora) miała budzić. Odbiorca ma w pewnym momencie przesyt wulgarnych scen i brudu, czy to w postaci szpitalnych obrazów, czy to prostytutek.
"Co zrobić z miłością, gdy nie ma juz człowieka?"
To jedno z ostatnich zdań filmu, który przepełniony jest górnolotnymi frazami. Mottem filmu mogą być słowa wypowiedziane przez jednego z mnichów w klasztorze: "Człowiek w najtrudniejszych chwilach jest sam... przed Bogiem". To dlatego, ze bohaterowie muszą sami podejmować walkę z przytłaczającymi ich zdarzeniami. Nie ma u kogo szukać pomocy. Film rozpoczyna się jednak napawającymi nadzieją słowami: "Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, trzeba je tylko w porę zauważyć". Zdaje się, że bohaterowie nie zauważają żadnego wyjścia. Nie starają się go nawet szukać.
Ewie Stankiewicz - reżyserce i scenarzystce jednocześnie, należy się jednak pochwała za odwagę, natomiast uznanie za bardzo dobre zdjęcia Piotrowi Niemyjskiemu, który zresztą otrzymał już nagrodę za zdjęcia do "Nie opuszczaj mnie" na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film".
"Nie opuszczaj mnie" wejdzie do kin 10 czerwca br. i będzie wyświetlane w ok. 30 kinach w Polsce. Być może zbierze wiele dobrych recenzji. Oceńcie sami.