Agnieszka Fitkau-Perepeczko: Jestem niezłą staruchą! TYLKO U NAS

2018-06-22 6:21

Oto kobieta, dla której czas się zatrzymał. Ciało nietknięte skalpelem, zgrabna figura, piękny biust, twarz, której zmarszczki dodają czaru, zniewalający uśmiech i to spojrzenie… Taka jest Agnieszka Fitkau-Perepeczko, top modelka w czasach PRL, najpiękniejsza dziewczyna z rocznika 1966 w szkole teatralnej, żona Janosika – Marka Perepeczki (†63 l.) i zniewalająca Simona w „M jak Miłość”. Im starsza, tym piękniejsza. Aktorka właśnie wylądowała na warszawskim Okęciu. Z gorącej Australii, dokąd przenosi się na zimę, przywiozła do Polski żar tropików.

Jestem niezłą staruchą!

i

Autor: Baranowski/Akpa Agnieszka Fitkau-Perepeczko

Super Express: Zrobi pani wyjątek dla naszych Czytelników i powie, ile ma lat?
Agnieszka Fitkau-Perepeczko: – Ależ oczywiście! Mam 76! Właśnie obchodziłam szalone urodziny w Australii – zabawa, tańce, swawole, flirty, rozmowy i pyszne jedzenie, które sama przygotowałam dla moich gości. Te pytania o wiek… uhm… moi fani, o adoratorach nie wspominając, wiedzą doskonale, ile mam lat, a dziennikarze uparcie piszą to w nawiasie (śmiech). Żebym nie zapomniała!

Ależ można zapomnieć! I trudno uwierzyć, bo wygląda pani jak zadbana 40-letnia dziewczyna! To geny, dawna kariera modelki?
– To geny i mózg, który pracuje, ceni wartość, ma wyobraźnię i najważniejsze – autoironię. Bez tego nie byłoby tej radości istnienia. Mam dystans, jestem uczuciowa, doceniam różne kolory życia. Ot co! Niedawno ktoś publicznie nazwał mnie staruchą i co? I nic! Dodam tylko, że jestem całkiem niezłą staruchą i jeszcze uśmiechnę się w jego stronę!

Marek Perepeczko, pani zmarły mąż, dałby mu w pysk!
– Zawsze chciał dać w pysk każdemu, kto mnie obrażał. Potrafił też lać po pysku słowem, i to celnie! Byłam dla niego najważniejsza…


Jaka jest pani recepta na szczęśliwe życie?
– Napisałam niedawno na Facebooku, którego rola w moim życiu jest niebagatelna, bo dodała nowej barwy do australijskiego życia: „do szczęścia potrzeba… mieć coś do zrobienia... kogoś do kochania i nadzieję na coś...”. Tak, ja się tej zasady trzymam mocno i nigdy się nie nudzę. Moje godziny czy to w Australii, czy w Warszawie są starannie posegregowane, wiem, co mam robić. Jest czas na sport, na pisanie, na wybrany film czy lekturę, jest czas na figlarne, ale jakże ciekawe damskie wieczory... ale jest też czas na adorację, którą umiem docenić.

Mówimy o adoracji mężczyzn?
– Oczywiście! To też dostałam w genach, umiem nawet zdać sobie sprawę, że właśnie wpadłam po uszy, i cieszyć się z tego, ale znowu mój mózg umiejętnie reguluje te sprawy (śmiech). Nigdy nie czuję się samotna. Umiejętność bycia samej jest sztuką trudną. Myślę, że trzeba mieć sporą miłość do siebie i do swojego własnego towarzystwa, które jest w końcu towarzystwem z najwyższej półki (śmiech).

Zrobiła pani ostatnio coś szalonego?
– Oprócz przyjęcia? Tak, zrobiłam coś szalonego! Na moje 76. urodziny założyłam czarne pończochy z koronką i zdjęcie razem z komentarzem z piosenki Maryli Rodowicz zamieściłam na Facebooku: „Ech, mała, nie szalej... patrz, ileż ty masz lat. Coś wypij i nalej, bo mnóstwo dał ci świat. Baw się jeszcze zapałkami. Och! Kochasz ten żar. Niech gadają za plecami ci, którym tak żal. Ech, mała, zaszalej i rób, co tylko chcesz. Takie życie, mała, cudne jest. Dziękuję Wam za życzenia... I że jesteście tu ze mną Wasza Agnieszka P.”. 532 polubienia plus 182 komentarze – to o czymś świadczy!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki