- W niedzielę na ulicy Rozbrat o godzinie 18 pan Borys S. miał rzekomo zaatakować fotoreportera. Doszło do rękoczynów. Bezpośrednio po zajściu próbowano załatwić sprawę polubownie. Jednak nie doszło do porozumienia - relacjonuje całe zajście w rozmowie z "Super Expressem" asp. szt. Tomasz Oleszczuk. - Pokrzywdzony i pan Borys S. trafili na komendę. Borys S. był pod wpływem alkoholu - zaznacza aspirant.
- Szyc podleciał do grupki fotoreporterów i uderzył jednego z nich z główki. Za chwilę przyjechała policja. Szyc nie chciał się wylegitymować i coś dyskutował. Czuć było od niego alkohol. Policja w końcu zabrała aktora i fotoreportera na komendę na ul. Wilczą - opowiada nam świadek zdarzenia.
Piotr, czyli pokrzywdzony fotoreporter (dane do wiadomości redakcji), pod okiem ma 4-centymetrową ranę. Inne szkody to zniszczone okulary o wartości ok. 500 zł. - Zostałem zaatakowany przez Borysa Szyca, który był pijany. Nie robiłem zdjęć, nawet nie miałem przy sobie aparatu - tłumaczy Piotr.
Aktor całe zajście widzi nieco inaczej.
- Przede wszystkim nie "trafiłem na komendę", tylko pojechałem tam złożyć zeznanie o prześladowaniu ze strony paparazzi. Jeden z nich w obecności policji zażądał łapówki w kwocie 9 tys. zł, po której to zapomni o swoich rzekomych stratach moralnych - twierdzi Szyc w rozmowie z nami i dodaje: - Jakiś pan sugeruje, że go uderzyłem. Nic takiego nie miało miejsca, mam na to 5 świadków. Ja im (paparazzi - przyp. red) wytaczam proces o prześladowanie i w przypadku jednego pana będzie to recydywa, więc mam nadzieję, że skończy w więzieniu. I to tyle.
- Nikt nie usłyszał zarzutów. Postępowanie zostało wszczęte. Biegli ocenią obrażenia ciała. Po ich opinii prokurator zdecyduje, czy postawione zostaną ewentualne zarzuty - mówi asp. szt. Tomasz Oleszczuk.
Niestety, Borys nie ma nieskalanej opinii. Jest znany z luźnego podejścia do życia. W lutym 2008 r. aktor stracił prawo jazdy za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu. We wrześniu 2008 roku wdał się w awanturę z fotoreporterami w jednej z warszawskich knajpek.
- Smutne i nienormalne to wszystko. Aż się odechciewa pracować w tym zawodzie - z goryczą puentuje całe zajście aktor.