Franciszek Pieczka miał być górnikiem, ale został aktorem
Franciszek Pieczka miał ogromy apetyt na pracę. Mimo sędziwego wieku, wciąż chciał grać. Przez pandemię koronawirusa musiał przystopować. Ale i tak jego dorobek jest imponujący. Aktor zagrał w ponad stu filmach, był gwiazdą wielu seriali telewizyjnych i słuchowisk radiowych, m.in. w „W Jezioranach”. Na zawsze pozostanie jednak Gustlikiem z serialu „Czterej pancerni i pies”.
Franciszek Pieczka wychował się w rodzinie górniczej, jako najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa. Miał iść w ślady ojca i pracować pod ziemią. - Moi rodzice nie wyobrażali sobie, że mógłbym zostać komediantem. Na Śląsku ludzie twardo stąpali po ziemi. A dla mojego ojca aktorzy to byli artyści głodu - wspominał. W kopalni wytrzymał rok, zrezygnował z obawy przed pylicą. Na Uniwersyteckim Studium Przygotowawczym w Katowicach dostrzeżono jego talent aktorki i tak zaczęła się jego przygoda z aktorstwem. W 1954 roku zadebiutował w „Pokoleniu” Andrzeja Wajdy (†90 l.).
Zobacz: Widzowie pokochali go za rolę Gustlika w "Czterech pancernych i psach". Franciszek Pieczka zagrał w ponad 100 filmach
Z powodzeniem próbował swoich sił na zagranicznym rynku, występując m.in. w niemieckich i węgierskich filmach. To jednak teatr był jego miłością. - Choć popularność przyniosły mi film, serial telewizyjny i kino, to mimo wszystko dla każdego aktora teatr jest zazwyczaj najważniejszy. Od początku miałem szczęście do ciekawych ról – opowiadał. Szerszej publiczności przypomniał o sobie rolą Stacha Japycza w „Ranczu”. Ale nie sposób nie wymienić też ról w „Jańciu Wodniku”, „Ziemi obiecanej”, „Chłopach”, czy „Potopie”. Według naszej wiedzy, w zaplanowanej kontynuacji "Rancza" miał być ważną postacią. Niestety, nie doczekał początku zdjęć…
Życie prywatne Franciszka Pieczki
W 2004 roku na aktora spadł prawdziwy cios. Zmarła jego ukochana żona Henryka (†71 l.) z którą spędził 50 lat. Do końca nie mógł się pogodzić z jej śmiercią.
Na każdym kroku widzę jej rękę. Że tutaj to zrobiła. Że tu coś położyła. Otwieram szufladę, a tam jej ręką zapisane kartki. Życie jest krótkie, a człowiek się kłóci o bzdety. Dziś myślę: "Po co?". Trzeba było raczej mówić więcej dobrych słów. Zostaje żal do siebie i do czasu. Żona była młodsza o pięć lat, a odeszła wcześniej. To ja chciałem umrzeć pierwszy. Odeszła w kwietniu, a w grudniu mieliśmy obchodzić złote gody - mówił z żalem.
Pieczka nie bał się śmierci, czekał na spotkanie z kochaną żoną
Swojej śmierci się nie bał. Czekał na spotkanie z ukochaną… - Ja się śmierci nie boję. Ja swoje przeżyłem. Już nie mam jakichś aspiracji ani życiowych, ani osobistych, ani zawodowych. Tylko proszę Boga, żeby odejść w miarę spokojnie, bez boleści. No i żeby później spotkać się z małżonką. Tam, na górze. Może już przygotowała dla mnie jakie przyjęcie? To by było fantastyczne! - mówił w książce „Jak mieć w życiu frajdę”.
Po śmierci żony zamieszkał z synem i synową. Przez pandemię koronawirusa przestał grać, w rozmowie z nami opowiadał, że czas na przerwę i odpoczynek. Nie trwały one długo. Na prośbę wnuczki, zagrał w jej krótkometrażowym filmie. Kilkanaście dni później odszedł… We wspomnieniach kolegów pozostał człowiekiem, który "zawsze był sobą".
Zobacz: "To ja chciałem umrzeć pierwszy". Łamiące serce wyznanie Franciszka Pieczki
W galerii zobaczycie ostatnie zdjęcia Franciszka Pieczki: