Ciepłe, lecz pochmurne niedzielne przedpołudnie. Wybiła godz. 10.30, gdy do pięknego kościoła zbudowanego z kamienia weszła Dorota Gawryluk z ubranym na biało dzieckiem na ręku i najbliższą rodziną. Okazało się, że malutka dziewczynka miała chrzciny.
Córka pani Doroty to jej oczko w głowie.
- Krąg moich przyjaciół drastycznie się zawęził, ponieważ oni teraz w ogóle nie rozumieją mojego podejścia do życia. Nie mogę z nimi pójść wieczorem na kolację do knajpy, nie mogę pochodzić po sklepach ani wpaść na kawę i plotki, bo nie zostawię dziecka - mówiła dziennikarka.
Przeczytaj koniecznie: Jarosław Kuźniar został ojcem chrzestnym siostrzenicy. Jarku! Na chrzest w dżinsach! Czy to wypada?
- To znaczy, mogę je zostawić, ale nie chcę! Przyjaciółki mnie przeklinają, uważają, że kompletnie zwariowałam. Dzwonią i pytają, kiedy ja wreszcie będę wolna - tłumaczyła.
Ale mimo że świat Gawryluk stanął na głowie, jest bardzo szczęśliwa, że po raz drugi została mamą.
- Mała dużo je, dużo śpi i w ogóle nie jest absorbująca. Kiedy leżę sobie obok niej, wpatruję się w nią i nie mogę się nadziwić, jaka jest malutka i bezbronna - opowiadała.