Projekt, który okazał się wielkim triumfem polskiej kinematografii, początkowo wydawał się być skazany na porażkę. Nigdy wcześniej nie realizowano produkcji z takim rozmachem. Niewielu też w środowisku filmowym dostrzegało kinowy potencjał w głośnej międzywojennej powieści Marii Dąbrowskiej, przekonując, że historia mezaliansu Barbary Ostrzeńskiej i Bogumiła Niechcica, którego losy ukazane są na tle wielkich przemian XIX i XX wieku, nie przyciągnie tłumów do kin. Przeszkód, które stały aktorsko-reżyserskiej parze na drodze, było zresztą więcej. Być może słynna powieść nigdy nie trafiłaby na duży ekran, gdyby nie upór Jadwigi Barańskiej. Ona pierwsza uwierzyła w to karkołomne przedsięwzięcie.
Klęska gwarantowana
O swoim pomyśle, by zekranizować „Noce i dnie”, w pierwszej kolejności aktorka opowiedziała mężowi, Jerzy Antczak długo jednak nie podzielał jej entuzjazmu. Zdanie zmienił dopiero podczas wspólnych wakacji w Jugosławii, gdzie za namową żony w końcu sięgną do lektury. Dopiero wówczas i on zapalił się do pomysłu.
To jednak nie wystarczyło, by zacząć marzenia zamieniać w plan, trzeba było jeszcze do filmowej adaptacji przekonać Zespół Filmowy „Kadr”, a jego ówczesny szef, Jerzy Kawalerowicz, podchodził do niej z dużą rezerwą. „Niech pan robi wszystko, tylko nie tę chałę” – miał wtedy usłyszeć reżyser. Podobno przekonał Kawalerowicza do przedsięwzięcia dopiero skomponowany przez Waldemara Kazaneckiego „Walc Barbary”, który niezwykle przypadł mu do gustu.
Kiedy jednak namawiał, by dać produkcji zielone światło, użyć miał zaskakującego argumentu: „Dajcie Antczakowi zrobić ten film, niech się wyłoży. Będziecie mieli z nim spokój do końca życia…”.
Na miarę Hollywood
Barańska i Antczak dołożyli jednak wszelkich starań, by udowodnić niedowiarkom, że są w błędzie. Przy realizacji ekranizacji postawiono więc wszystko na jedną kartę, nie oszczędzając na środkach, by jak najwierniej odtworzyć realia opisane w książce, a w szczególności dwór Niechciców, co spowodowało, że budżet produkcji kilkukrotnie został przekroczony, sięgając ostatecznie 130 milionów ówczesnych złotych!
Do filmu zaangażowano łącznie kilkuset aktorów i aż kilka tysięcy statystów. „Poświęciłem pięć lat życia” – mówił później w wywiadzie reżyser. Tyle zajęła praca nad scenariuszem oraz zdjęcia do produkcji. Wyzwanie było tym trudniejsze, że w tym samym czasie zdecydowano się tworzyć jednocześnie i film, i serial. Dodatkowym utrudnieniem był zgrzyt, jaki w środowisku wywołał fakt, że to właśnie swoją żonę Antczak zdecydował się obsadzić w głównej roli. Ryzykowna decyzja się jednak opłaciła – Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki stworzyli na ekranie znakomity tandem.
Na podbój Hollywood
Gdy 23 września 1975 r. „Noce i dnie” zadebiutowały na ekranie, stało się jasne, że przeczucia co do sukcesu ekranizacji były słuszne. Film zachwycił zarówno widzów, jak i krytyków, ale doceniony został także za oceanem, gdzie porównywano go nawet do „Przeminęło z wiatrem”. Rok po premierze produkcja nominowana też została do Oscara w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”. Odtwórczyni głównej roli wyróżniona została Złotym Niedźwiedziem w Berlinie, a niecałą dekadę temu „Noce i dnie” docenione zostały ponownie – na festiwalu filmowym w Gdyni okrzyknięto je mianem „najlepszego filmu 40-lecia”. „Była to przygoda życia, dar losu, przed którym należy pochylić z pokorą głowę” – podsumował niedawno Jerzy Antczak, dodając: „Ciągle z Jadzią nie możemy wyjść z podziwu, jak to jest możliwe, że ten film mimo upływu lat wciąż trwa”.
Emisja w TV:
"Noce i dnie", pon.-pt. godz. 7.50 STOPKLATKA