Gere nadal kręci film za filmem i jest przystojniakiem. Dba o siebie, jest szczupły i wysportowany, a wiek zdradzają tylko jego zmarszczki. Nikt jednak nie dałby mu tyle lat, ile mówi jego metryka.
- Dzięki zmarszczkom, gdy przeglądam się w lustrze, wciąż widzę zwykłego człowieka – śmieje się aktor w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi "Pani".
Choć kariera Richarda jest dla niego bardzo ważna, aktor podkreśla, że najważniejsza jest rodzina. Stawia ją nawet wyżej niż spotkanie z duchowym przywódcą Tybetu, dalajlamą.
- Jestem człowiekiem z krwi i kości. Tybet jest dla mnie ważny, ale rodzina – najważniejsza. Doświadczenie prawdziwej ciepłej miłości żony Carey i dzieci mnie zmieniło i myślę, że uczyniło lepszym człowiekiem. Mężczyźni, którzy nie mieli okazji poznać naprawdę dobrej kobiety, niech żałują. Mają życie niespełnione - twierdzi Gere.
Jeśli jednak myślicie, że aktor jest "świętoszkiem" i nie zna słowa "pokusa", to się mylicie. Jak każdego człowieka dopadają go wątpliwości, a na każdym kroku spotyka piekne kobiety, które do niego wręcz lgną. Uparcie jednak twierdzi, że jako dojrzały mężczyzna wie, jakie mogą być konsekwencje "skoków w bok". I wie, że to nie dla niego.
Richard wraz z rodziną nie wybrał na miejsce zamieszkania Los Angeles, ale "odludną farmę w stanie Nowy Jork".
- Nie muszę obawiać się paparazzich ukrytych w krzakach. Mogę prowadzić normalne – zapewne nudne z punktu widzenia dziennikarza – życie - mówi Gere.
Już niedługo będziemy mogli podziwiać Richarda Gere'a w nowym filmie. "Noce w Rodanthe" wchodzą na ekrany polskich kin 31 października. Aktorowi partneruje w nim Diane Lane.